Żeby cieszyć się tą książką,
musiałam sobie kilka razy powtórzyć, że nie czytam jej dla wartości
literackiej. Ta biografia nie udaje, że ubiega się o Pulitzera. Jest to całkiem
sprawnie opowiadziana historia o determinacji i sportowym duchu i nagrodach,
które można otrzymać w zamian za nie.
Lisa Leslie wygrała wszystko
co można wygrać w koszykarskim świecie i wygrała to wielokrotnie. I jak tu
napisać autobiografię szczerze wyliczając te najwyraźniej niekończące się
osiągniecia i jednocześnie nie brzmiąc jak zadufany w sobie dupek (lub dupokowa
w przypadku Lisy). Sposobem Lisy na to jest wyliczanie wszystkich, którzy jej
pomogli w drodze na szyt oraz dziękowanie Jezusowi.
Ja Jezusa w sercu jeszcze nie
odnalazłam, więc te fragmenty mnie mało obchodziły, ale podobała mi się jej
postawa pełna spokoju i wdzięku gdy była pod presją i jej postanowienie, żeby
zawsze zachowywać się z klasą (chociaż czasem nie udawało się w tym
postanowieniu wytrwać).
‘Niech cię ta szminka nie
zwiedzie’ – tytuł książki, jest aluzją do problemu, którym musi stawić czoło wiele
sportsmenek. Jak być silnym, lubiącym rywalizację, skutecznym sportowcem, a
jednocześnie seksowną i kobiecą kobietą, kiedy stereotyp wyklucza z kobiecego
arsenału większość cech, których potrzebuje dobry sportowiec. Nie będę
oszukiwać, że interesuję się szczególnie koszykówką (nie licząc mojej zupełnie
absurdalnej obsesji na punkcie filmu Miłość i koszykówka). Najbliżej mi było do
koszykówki, gdy spotykałam się z jednym zawodowym koszykarzem – nasz związek
ostatecznie nie przetrwał ze względu na różnicę poziomów (ja jestem na poziomie
metr sześćdziesiąt). Mimo tego, mogę się identyfikować z tą stereotypową
zagwozdką. No bo spróbujcie założyć rękawice bokserskie, ochranicze na golenie
i ochraniacz na zęby, a potem dostańcie centralnie w pysk i upadnijcie na matę
jak dama.
No comments:
Post a Comment