Być czy mieć?
Proste. Być, oczywiście! Być bogatą!
Żarty na bok.
Zazwyczaj nie
czytam książek filozoficznych bo dzielę pogląd Lary z Doktora Żywago, która
mówi, że filozofia powinna być przyprawą dodawaną do życia lub sztuki, ale
uczenienie jej swoją specjalnością jest jak żywienie się tylko ogórkami
kiszonymi.
Filozofia
jest dla mnie taką grą umysłową. Takim sudoku z ideami zamiast liczb. I jaki
jest cel patrzenia na czyjeś rozwiązane sudoku? Tak, wszystko się zgadza, dobra
robota, ale co ja mam z tego?
Tak czy siak,
zabrałam się jednak za ten słoik ogórków kiszonych. W końcu go dostałam w
prezencie.
Tak jak w
tytule, Fromm mówi o dwóch sposobach na życie – ‘byciu’ i ‘maniu’. Z pewnością
każdy czytelnik ma jakieś ogólne pojęcie co może się składać na te dwie
postawy. Definicje Fromma są zbliżone do tych naszych, zdroworozsądkowych,
aczkolwiek ujęte w dłuższe słowa.
Fromm upiera
się, że weszliśmy w fazę kryzysu (albo weszliśmy w nią w latach 70-tych kiedy
ta książka została napisana, jednak mniemam, że od tamtego czasu sytuacja tylko
się pogorszyła) i jeżeli czegoś z tym szybko nie zrobimy to nastąpi, ni mniej,
nie więcej, koniec świata.
Jednocześnie
też, From częstuje nas historią konsumeryzmu – choroby tak starej jak rodzaj
ludzki. Autor porusza wszystko, od Starego Testamentu do Jezusa, od Meistera
Eckherta do Marksa i analizuje jak ewoluowały poglądy na ‘bycie’ i ‘posiadanie’
przez wieki. To, myślę, jest najsilniejsza część książki, bo później się robi
nieco bełkotliwie. Fromm popada w paranoję i mówi nam, że mówimy ‘mój dentysta’
lub ‘mój prawnik’, bo mamy obsesje na punkcie przywłaszczanie sobie ludzi, tak
jak i rzeczy.
Krótko
mówiąc, świat byłby lepszy, gdybyśmy przestali
gonić za dobrami materialnymi i skupili się na ‘byciu’. Fromm twierdzi
nawet, że opuści nas wtedy również strach przed śmiercią. Według Fromma strach
przed śmiercią to tak naprawdę strach przed utratą tych wszystkich dóbr, które
zgromadziliśmy takich jak: status, domy, samochody, żony, mężowie, dzieci, itd.
Rzeczywiście, tracimy te wszystkie rzeczy, gdy umieramy, ale nie wiem w jaki
sposób skupienie się na ‘byciu’ uratuje nas przed strachem przed śmiercią,
skoro gdy umieramy to również przestajemy ‘być’, nie tylko ‘mieć’. Więc jak to
jest, Panie Fromm? Nic dziwnego, że ten rozdział miał tylko jedną stronę.
Fromm również
potępia rywalizację, jak na przykład, Boże uchowaj, Igrzyska Olimpijskie. Jak
Fromm sobie wyobraża ludzkość bez rywalizacji, nie wiem, ale nie takie utopijne
pomysły już chodziły ludziom po głowach.
Fromm mówi
też o tym jak stworzyliśmy religię z rzeczy. Myślałam, że go trochę poniosło (religię?!),
bo przecież ja się z pewnością do mojego Kindle’a nie modlę, ale potem
przeczytałam to:
http://edition.cnn.com/2011/TECH/gaming.gadgets/05/19/apple.religion/index.html
więc może jednak coś w tym jest.
Mówi, że
jesteśmy społeczeństwem ludzi permanentnie nieszczęśliwych, samotnych,
przerażonych, destrukcyjnych i uzależnionych. Wow, naprawdę tacy jesteśmy?
Myślę, że jeśli o przerażenie chodzi, to nie możemy się porównywać do ludzi
Średniowiecza, którzy żyli w nieustającym strachu przed gniewem bożym.
Dalej Fromm
tłumaczy, że konsumpcjonizm prowadzi do nieszczęśliwości, bo nic nas nie będzie
w stanie usatysfakcjonować. Możemy kupić najpiękniejsze przedmioty, najlepsze
jedzenie, możemy zbierać kochanków, nawet może żonę albo męża, a potem dzieci
ale nigdy nie będziemy szczęśliwi, jeżeli będziemy patrzeć na te rzeczy w
kategoriach posiadania, bo tego typo pragnienie jest niezaspokajalne. Oczywiście jest to sensowny argument, ale
Pierces ujęłty o wiele lepiej w 3 i pól minuty, a najtrudniejsze słowo jakiego
używają to ‘ménage à trois’:
Reasumując,
Fromm ma rację w wielu względach, ale nie powinniśmy robić tego czego od nas
oczekuje, bo życie nam się sprzykrzy, literatura przestanie istnieć a
cywilizacja cofnie się do etapu zbieracko-łowieckiego. Dziękuję bardzo, ja
zatrzymam moje ukochane przedmioty wszystkie, bo je bardzo lubię.
Niemniej
jednak, trochę się udało Frommowi zmusić mnie do myślenia. Nawet sobie
pomyślałam: hej, może mogłabym przestać tak gromandzić te wszystkie książki jak
obłąkana, jeżeli to uratuje świat przed zagładą. I kiedy już właśnie miałam
zdecydować, że dobry stary Fromm nie jest taki głupi, dotarłam do ostatniego
rozdziału, w którym autor dzieli się z nami swoimi pomysłami na uratowanie
świata. Kompletnie mu odbiło. Posłuchajcie tego:
Fromm mówi,
że do tej pory niewiele zostało zrobione w kwestii studiowania i
eksperymentowania z nowymi systemami społeczno-politycznym. (Myślę, że nie.
Myślę, że wystarczająco się naeksperymentowano. Żeśmy w Polsce stracili 50 lat
na taki eksperyment.)
Oto co
powinniśmy zrobić według Fromma:
Najpierw
musimy przyznać się, że mamy problem i że jesteśmy nieszczęśliwi. Wtedy będzie
mieć miejsce prawdziwa zmiana w naszych osobowościach. Gdy to się stanie, wtedy
trzeba będzie wprowadzić dalsze zmiany w strukturach politycznych, jak
następuje:
Zostanie
powołana rada, która będzie ocenia użyteczność WSZYSTKICH produktów
pojawiających się na rynku, i produkty, które okażą się pozbawione wartości
użytecznych, takie które popychają ludzi w nieopanowany konsumpcjonizm będą
dystrybuowane ze specjalnymi ostrzeżeniami. Tak je sobie wyobrażam: „Uwaga,
Rada do spraw produktów bezpiecznych dla życia psychicznego ostrzega – torebki
od Gucciego uczynią ciebie i twoich bliskich bardzo nieszczęśliwymi.” Rada ta
miałaby się składać z psychologów, antropologów, filozofów i teologów.
Jednocześnie,
rząd będzie dotować produkcję wszelkich użytecznych dóbr, aż w końcu ludzie
nauczą się je kupować i dotacje nie będą już potrzebne. Chociaż, oczywiście,
Fromm przyznaje, że największą trudnością będzie przekonanie konsumentów, że są
przeciw konsumpcjonizmowi.
Powinno się
również powołać setki (!) grup składających się z 500 członków każda, którym
dano by wszystkie ważne dane, tak aby mogły debatować nad wszystkimi sprawami
związanymi z gospodarką, sprawami zagranicznymi, zdrowiem, edukacją i innymi
sprawami dotyczącymi ogółu ludzi. I te grupy będą oczywiście wolne od
jakichkolwiek nacisków z zewnątrz.
Oprócz tego
będzie również gwarantowana pensja dla KAŻDEGO, tak że nikt nie będzie musiała
wykonywać pracy, której nie lubi, tylko dlatego żeby mieć na rachunki. Fromm
uważa, że taki gwarantowany dochód da ludziom swobodę i wolność, i to DLATEGO,
żaden rząd nie miał odwagi tego wprowadzić.
Oprócz tego,
powinno się również powołać radę kultury, która zatrudni około stu ludzi i
będzie miała tłusty budżet, tak żeby móc zamawiać przeróżne ekspertyzy i
doradzać rządowi. Będzie również odpowiedzialna za gromadzenie WSZELKICH
informacji i wiadomości i przedstawianie ich obywatelom w obiektywny sposób (bo
aktualnie nie można polegać na obiektywizmie mediów). Będzie nadzorować dużą
grupę dziennikarzy, którzy będą dostarczać wszystkie te obiektywne informacje.
Czyste
szaleństwo. Przynajmniej problem bezrobocia wśród absolwentów kierunków
humanistycznych zostałby rozwiązany raz na zawsze.
Nie powiedziałabym, że to filozofia. To jest bardziej psychologia i to w wydaniu popularnym.
ReplyDeleteCo do ogórków kiszonych, to możecie mieć z Larą rację. W ogóle czytanie zbyt wielu konkretów psuje smak. Potem mi już zupełnie "Morfina" nie wchodzi, bo jadłam wcześniej takie przemyślenia w pigułce.
A Lema czytałaś?
To pisałam ja, nn, i już w dzieciństwie z całego obiadu najbardziej interesowały mnie grzybki kiszone.
ReplyDeletetj marynowane
ReplyDeleteA Lema (oprocz jakichs traumatycznych przezyc z podstawówki) jeszcze nie czytalam, ale niedlugo przeczytam.
ReplyDeleteNie czytaj Fromma, jest bardzo wtórny, nic nowego nie wymyślił, tylko przepisywał poglądy innych.
ReplyDeleteW komentarzu widać całkowity brak zrozumienia idei Fromma. Niestety podobne wnioski wyciągnie z tej książki większość społeczeństwa. Dlatego mamy te kryzysy finansowe, wojny i inne nieszczęścia. To w dużej mierze wina przyklasniecia filozofii 'mieć' a nie 'byc'.
ReplyDelete