Friday 30 November 2012

John Irving - Hotel New Hampshire

Wyjątkowo muszę pochwalić polską okładkę, tj. tę którą tutaj zamieszczam, wznowione wydanie nie jest tak ładne, ale wpisuje się w ogólnoświatowy trend wydawania Irvinga w tragicznych okładkach wedle maksymy, że nie szata czyni człowieka (i nie okładka książkę). Gdy czytałam tę książkę po angielsku musiałam sobie zamówić jakieś rzadsze amerykańskie wydanie, które miało w miarę przyzwoitą okładkę.

Zawsze coś tam słyszałam o Hotelu New Hampshire. Tak jak inni. Gdy wiele już lat temu wyjeżdżałam na rok właśnie do New Hampshire, ta książka, jak i film na jej podstawie był jedynym skojarzeniem, żyjącym w świadomości wszystkich moich znajomych. Oczywiście ja nie miałam pojęcia o czym właściwie Hotel New Hampshire traktuje i nie wiadomo dlaczego wyobrażałam sobie jakąś dziwną mieszkankę Hitchcocka i Ostatniego tanga w Paryżu. Tak, no to wyobraźcie sobie moje zaskoczenia. Książka jest głównie o niedźwiedziu.

Myślę, że Irving nie dostanie ode mnie pięciu gwiazdek, mimo tego, że świetnie opowiada historie, a to powinno być celem każdego pisarza - opowiedzieć dobrą historię. Wszyscy ci pisarze, którzy mają zupełnie inne ukryte cele powinni pomyśleć o zmianie zawodu. Pisanie powieści to opowiadanie historii, i to właśnie Irving robi wspaniale, więc gratulacje. Nigdy nie wiadomo, czy jego powieści się bardziej skupiają na fabule, czy na postaciach, bo obydwu poświęca wystarczająco uwagi, dzięki czemu i opowieść i postacie rozwijają się razem w miarę czytania.

Jak prawdziwy gawędziarz, Irving kluczy i popada w dygresje, dygresje od dygresji, dygresji, dygresji... Zupełnie mi to nie przeszkadzało w Hotelu New Hampshire (aczkolwiek trochę denerwowało w Modlitwie za Owena). Mój jedyny problem z Irvingiem i powód dla którego pewnie nigdy nie dostanie ode mnie pięciu gwiazdek jest jego tandetny symbolizm. Nie mam problemu z wszelkimi niewiarygodnymi wydarzeniami, pod warunkiem że nie istnieją one w książce jedynie po to, żeby coś symbolizować. To są tanie sztuczki, panie Irving. I czasem nie wiem. Czy Irving jest naprawdę znakomitym pisarzem, czy tylko znakomicie odgrzewa te same kotlety, tak że w ogóle się nie orientuję?

3 comments:

  1. Zaskakująca recenzja; czytałaś już "W jednej osobie"?

    ReplyDelete
  2. Zaskakująca? Hm. To chyba nie był komplement. :)

    Nie, nie czytałam. W ogóle to jestem do tyłu z Irvingiem mocno.

    ReplyDelete
  3. Oczywiście, że był to komplement. Wątpliwość "Czy Irving jest naprawdę znakomitym pisarzem, czy tylko znakomicie odgrzewa te same kotlety, tak że w ogóle się nie orientuję?" zatrzymała się we mnie na dłużej. Tym bardziej, że jestem świeżo po "W jednej osobie".

    Serdecznie pozdrawiam. :)

    ReplyDelete