Monday 10 November 2014

Yvvette Edwards - A Cupboard Full of Coats

Znowu będę mówić o książce, której nie ma po polsku, a wielka szkoda, bo się przy niej zbeczałam (a zdarza mi się to nigdy).

Zatem poznajcie Jinx, młodą kobietę, która nie umie kochać. Poznajemy ją czternaście lat po tym jak jej matka została zamordowana w ich rodzinnym domu w Londynie, gdzie Jinx nadal mieszka, prowadząc swoje zorganizowane i wstrzemięźliwe życie. I pewnie by tam żyła sobie, aż w końcu by ją zjadły poczucie winy i wszystkie tłumione emocje, gdyby u progu jej domu nie pojawił się Lemon, nieproszony i najwyraźniej zdeterminowany, żeby ekshumować to co było pogrzebane głęboko.

Pomimo jej chłodu, a nawet okazjonalnego okrucieństwa, trudno nie trzymać kciuków za Jinx od pierwszej strony. Albo może mi nie było trudno, bo też jestem oziębła emocjonalnie i okazjonalnie okrutna. Rzadko zdarza mi się tak przywiązać do fikcyjnej postaci.

Lemon i Jinx zabierają nas w emocjonalną podróż przyprawioną smakami karaibskiej kuchni, podczas której to podróży dowiadujemy co leży u podstaw tego wycofania Jinx. Podczas jednego weekendu Lemon dokonuje wiwisekcji uczuć Jinx i wypycha na światło dzienne sekrety, ukryte motywy i nieostrożne zachowania, które doprowadziły do tragedii. Narracja jest surowa i brutalna, ale też idealnie miesza przeszłość z teraźniejszością w jakiś taki delikatny sposób.

Głównie w tej książce chodzi o to ile odpowiedzialności powinniśmy brać za swoje czyny i kiedy zaakceptować, że pewne rzeczy były poza naszą kontrolą. I czasem, mimo że wierzymy, że gramy w pierwsze skrzypce i o wszystkim decydujemy w tych scenariuszach naszych żyć, to tak naprawdę, pewne rzeczy musiały się wydarzyć. Nie chodzi tutaj o przeznaczenie w styly starożytnych Greków, bardziej o to, że pewne wady naszych charakterów każą nam powtarzać w kółko te same błędy.

Siła książki leży w kreacji bohaterów. Edwards sprawnie wymija wszelkie klisze i stereotypy i daje nam prozę złożoną, emocjonalną, kopiącą w żołądek i ostatecznie oczyszczającą. Łatwo się wciągnąć, związać uczuciowo z bohaterami i mieć nadzieję, że odkupią swoje winy. I tak właśnie się na koniec rozbeczałam. Na swoją obronę moge powiedzieć, że była chyba piąta rano i jechałam pociągiem na lotnisko i w ogóle z zaskoczenia zostałam wzięta. Tak jak Jinx.


Porównano Yvvette Edwards do Monici Ali, a nawet Zadie Smith. Może nie są to porównania zupełnie bezpodstawne, ale Edwards nie skupia się na doświadczeniu imigranckim, tylko na takim bardziej uniwersalnie ludzkim. Mam nadzieję na kolejną książkę tej raczej późnej debiutantki.

No comments:

Post a Comment