Wednesday 19 March 2014

Giles Milton - Muszkatołowa wojna Nathaniela

Były kiedyś czasy, w których mordowano się o gałkę muszkatołową. Wyobraźcie sobie! Nudną, śmierdzącą gałkę muszkatołową. Żeby jeszcze to było chilli, cynamon albo oregano. Na liście rzeczy za które mogłabym umrzeć gałka muszkatołowa znajduje się na samym dole, zaraz obok flaków.

Niemniej jednak, Anglicy, Holendrzy i Portugalczy w siedemnastym wieku tłukli się o dostęp do tej gałki muszkatołowej niemożebnie. Gałka taka nie tylko skutecznie maskowała smak i zapach nadpsutego mięsa (co było ważne zanim wynaleziono lodówki), ale też leczyła wszystko od dżumy po impotencję. W XVII wieku gałka muszkatołowa była na wagę złotą. Kto wie, może kiedyś ludzie się śmiać z tych wszystkich wojen o dostęp do złóż ropy.


Co ciekawe, muszkatołowiec rósł tylko na kilku odległych wyspach, które dzisiaj znajdują się na terytorium Indonezji i najwyraźniej przez dwieście lat nikt nie wpadł na pomysł, żeby zgarnąć trochę nasion i zasadzić je gdzie indziej. Tak więc Anglicy z Holendrami tłukli się o te wysepki Banda szalenie. Wyspeki, które warto zauważyć, poza drzewami muszkatołowca nie miały nic więcej do zaoferowania. Oczywiście, Giles Milton współczuje biednym tubylcom, którzy dostawali niewiele za gałkę muszkatołową, która później na rynkach europejskich sprzedawana była za astronomiczne pieniądze. Ale myślę sobie, że tubylcy też myśleli, że nabijają Europejczyków w butelkę sprzedając im tony bezużytecznej gałki muszkatołowej i dostając w zamian noże, narzędzia i ubrania. Pewnie sobie myśleli: "Co ty robisz z całą tą gałką muszkatołową, szalony biały człowieku?"

W skrócie, konkluzja tej książki jest taka, że dzięki gałce muszkatołowej Nowy Jork nazywa się Nowy Jork, a nie Nowy Amsterdam, a międzynarodowym językiem jest angielski, a nie holenderski. Jeżeli chcecie wiedziec co ma piernik do wiatraka (wiatraki są w Holandii, a do piernika potrzebna jest gałka muszkatołowa), to przeczytajcie książkę.* Dowiecie się z niej też, że Anglicy są dobrzy, a Holendrzy źli (nie wiadomo do końca dlaczego, ale wygląda na to, że Anglicy zajmują się piractwem w bardziej dżentelmeński sposób, czy coś.) Oprócz tego, ten cały Nathaniel pojawia się dopiero pod koniec książki, nie za wiele robi, po czym umiera. Ale dobrze się prezentuje w tytule (po angielsku jest nawet aliteracja, bo tytuł brzmi 'Nathaniel's Nutmeg').

Jest to książka dla ludzi, którzy chcą wiedzieć jak można było cokolwiek znaleźć przed wynalezieniem Google Maps i jak dziwnie było, gdy czasem informacja wędrowała z jednego miejsca w drugie przez dwa lata, a nie dwie setne sekundy. Ludzie to mieli kiedyś cierpliwość!

* - Już w wieku lat 6 dokonałam niezwykłego odkrycia, że jest to powiedzenie zupełnie idiotyczne, bo jak tłumaczyłam wszystkim zainteresowanym, w wiatraku miele się mąke, z której robi się pierniki póżniej, więc bez wiatraków nie byłoby pierników i to ma właśnie piernik do wiatraka. Chyba pierwszy raz wtedy zwątpiłam w ludzkość, która mogła wymyślić tak głupie powiedzenie i powtarzać je przez stulecia.

7 comments:

  1. Tytuł mnie zaintrygował. A tematyka bardzo ciekawa.. z pewną obawą, ale podejdę.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nakład wyczerpany, ale na allegro jeszcze kursują egzemplarze w przystępnych cenach. Gorąco polecam.

      Delete
  2. Po pierwsze urzekła mnie okładka. Po drugie tematyka, chyba odkąd napisałam pracę na temat przyrządzania pierogów w XVII w., dzięki której musiałam się wgłębiać w stare książki kucharskie i publikacje dotyczące historii smaku, kuchni i jedzenia - jestem zafascynowana historią jedzenia. Co do gałki muszkatołowej i innych przypraw, jak na egzaminie powiedziałam, że używali ich w dużych ilościach przy zamaskować przykry zapach stęchłej wody i zepsutego mięsa, to wykładowca się zapytał, czy ja naprawdę sądzę, że ludzie w XVII jedli zepsute mięso? Muszę przyznać, że udało mu się trochę zbić moją pewność, ale po chwili namysłu potwierdziłam. W końcu lodówek nie mieli...

    Co ma piernik do wiatraka? - Tyle samo liter - tak odpowiadam ;)

    Natomiast co do przyczyny, dlaczego mamy Nowy Jork czy Nowy Orlean, to tydzień temu poznałam inną odpowiedź, iście etnologiczną.

    A książki poszukam w bibliotekach, może znajdę. :)

    PS. Twój blog jeszcze ma klimat! Pomimo tej całej bieli i minimalizmu. Chyba to nie kwestia wyglądu, a sposobu pisania czy dobierania lektur. Dzięki, że dałaś znać o sobie!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ktrya! Bardzo chciałabym przeczytać Twoją pracę na temat pierogów! Jest gdzieś dostępna? :)

      Delete
  3. Piernik do wiatraka coś ma, ale może chodzi o to, że daleko i nie ma co aż tak daleko sięgać, bo wtedy wszystko do wszystkiego cos ma.

    ReplyDelete
  4. Trafiłam do Ciebie po Twoim komentarzu u ktryi :) I nie mogę uwierzyć, że dopiero teraz! Przeglądam stare notki i znajduję mnóstwo książek, które czytałam, kolejne, które stoją na półce i czekają :) W zakładkach same znajome i lubiane blogi, poczułam się od razu swojsko :) Będę czytać, a tymczasem pozdrawiam serdecznie! A "Muszkatołową wojnę Nathaniela" mam na półce - kiedyś, lata temu, czytałam ją i mam zamiar sobie odświeżyć. W ogóle lubię tego autora.

    ReplyDelete
  5. Muszkatołowa wojna Nathaniela to bardzo specyficzna książka. Dla mnie niesamowite jest, że pozwala ujrzeć rąbek historii w tej części świata, o której niewiele wiadomo żyjąc w Polsce. Dodatkowo, mieszkam obecnie w Indonezji i książka daje mi zupełnie inny wymiar świata, który mnie otacza. Bardzo niesamowite wrażenie! Wyobraźnia pobudzona do granic :)

    ReplyDelete