Sunday, 2 November 2014

Chimamanda Ngozi Adichie - To coś na twojej szyi

Myślę, że Chimamanda jest moim (sławniejszym) nigeryjskim alter ego. Opowiadania w tym tomie może nie są literacko perfekcyjne, ale trafią w samo centrum mojej wrażliwości. Poruszają te same tematy, które prześladują mnie i moje próby pisarskie: rozczarowanie, self-consciousness (słowo, które nie ma chyba dobrego odpowiednika po polsku), doświadczenie imigranckie, na takim najbardziej osobistym intymnym poziomie.

Każde opowiadanie coś dla mnie znaczyło i trudno by mi było wybrać to, które najmniej mi się podobało. Najbardziej uwiodły mnie te, które opisywały fundament kulturalny jako grzęski grunt, który ucieka ci spod nóg i nie daje oparcia.

Wszystkie opowiadania mi się podobały (ponieważ Adichie jest moim siostrą duchową), ale rozumiem, że niektórzy mogą uważać, że niektórym z tych opowiadań brakuje głębi i jakiegoś łup. Ja jednak czuję, że zawsze wiem, co Adichie chciała powiedzieć, nawet jeśli nie udało jej się tego idealnie przekazać.

Może nie będzie to Wasz ulubiony zbiór opowiadań, ale i tak gorąco polecam, bo można zajrzeć w nigeryjską codzienność, a zaglądaliście kiedyś w nigeryjską codzienność?

Thursday, 16 October 2014

Kate Atkinson - Zagadki przeszłości

W 2006 roku Rebis wydał tę książkę pod tytułem Historie jednej sprawy (bardziej zbliżonym do oryginału), ale w sierpniu tego roku Czarna Owca wznowiła tę powieść pod zmienionym tytułem: Zagadki przeszłości. Można więc nawet powiedzieć, że wreszcie piszę notkę o książce niemal o czasie. 

Na początku byłam zdezorientowana, bo nie mogłam dojść która to właściwa książka (bo jak wiadomo znowu czytałam w oryginale). Porównywanie marketingowych blurbów też na niewiele się zdało, bo oba wydawnictwa miały zupełnie inny pomysł na promocję tego tytułu. Nawet przytoczę tu oba opisy w ramach ciekawostki.

Rebis:
"Powieść o skrywanych rodzinnych namiętnościach, szaleństwie i roli przypadku w ludzkim życiu.
Jackson Brodie, były policjant, dziś prywatny detektyw, nie jest szczęśliwy. Jego małżeństwo się rozpadło, a on sam nie czuje się dobrze w miejscu, w którym przyszło mu żyć. W dodatku skończył właśnie czterdzieści pięć lat i nagle dotarło do niego, że człowiek jest istotą śmiertelną i nic się nie da na to poradzić.
Jego życie upływa na rozwiązywaniu trudnych i bolesnych spraw innych ludzi. Otoczony śmiercią, intrygami i nieszczęściami Jackson nagle dostrzega, że choć - jak dotychczas sądził - świat jest jednym wielkim arkuszem zysków i strat, to rachunek po obu stronach może się jednak zrównoważyć.
Historie jednej sprawy to inteligentna i mądra powieść pomysłowo skonstruowana i pełna suspensu. Autorka odsłania w niej tajemnice życia, jego próżność i głupotę, ale także głęboki sens. To prawdziwa uczta dla wszystkich, którzy cenią powieściopisarski kunszt i angielski czarny humor."

Czarna Owca:

"Zazdrosny mąż podejrzewa żonę o zdradę. Dwie siostry dokonują szokującego odkrycia. Uznany prawnik prowadzi śledztwo w sprawie dawnego morderstwa. W tym samym czasie pewna pielęgniarka traci siostrzenicę, a starsza pani swoje koty…Te wszystkie sprawy spadają na barki prywatnego detektywa, Jacksona Brodiego. Były policjant, świetny dochodzeniowiec, przeżywa ciężkie chwile – otaczają go śmierć i intrygi, a na dodatek boryka się z rodzinnymi problemami.Mimo przeciwności losu, Brodie kontynuuje śledztwa. Ku swojemu zaskoczeniu szybko dostrzega związek między sprawami!Czy w natłoku nieszczęść podoła wyzwaniom?"

Jedyna zbieżnośc to taka, że Jackson Brody przeżywa ciężkie chwile i jest otoczony śmiercią, intrygami i nieszczęściami, ale to akurat jest prawdziwe dla każdego tomu opowieści o Brodym, bo to taki standardowy prywatny detektyw, któremu życie nie wyszło.

Ciężki mam problem z Atkinson, bo lata długie temu przeczytałam 'Za obrazami w muzeum' i zdało mi się wtedy, że jest to powieść wybitna i możliwe nawet, że przez jakiś rok utrzymywałam, że to moja ulubiona książka. Teraz natomiast, po przeczytaniu Zagadek przeszłości zastanawiam się czy Atkinson w ogóle potrafi pisać. Boję się więc wrócić do Za obrazami w muzeum, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że byłam wtedy nieopierzoną gówniarą i nic o literaturze nie wiedziałam (w porównianiu do stanu aktualnego, kiedy to jestem światowej sławy ekspertem).

Zagadki przeszłości' to taka rzecz z gatunku kryminalno-thrillerowego, więc teoretycznie fajerwerków stylistycznych nie należało oczekiwać, ale wielokrotnie czytałam, że Atkinson pisze kryminały literackie, co wydaje mi się teraz zdecydowaną przesadą. A jeśli przesadą nie jest, to naprawdę nie chciałabym czytać tych nie-literackich kryminałów.

Główny bohater, nasz nieszczęsny detektyw Brody usiłuje rozwiązać trzy lub cztery sprawy naraz. Następują z tego powodu ciągle zmiany punktu widzenia i co chwila znajdujemy się w innej głowie i zaznajamiamy się z każdą najgłuszpą myślą tej głowy. Myślę, że są lepsze sposoby na tworzenie postaci, niż podtapianie czytelnika w niekończących się bezsensownych strumieniach świadomości.

Taki przykład (moje tłumaczenie jak zwykle):

"Wszyscy uczestnicy kursów językowych ubierali się na wojskowo - w khaki i moro, jakby naprawdę trwała wojna, a oni byli żołnierzami (niech nam Bóg pomoże, jeżeli by tak rzeczywiście było). I rowery, dlaczego ludzie myślą, że rowery to coś dobrego? Dlaczego rowerzyści są tacy zadowoleni z siebie? Dlaczego rowerzyści jeździli po chodnikach, gdy mają zupełnie dobre ścieżki rowerowe? I kto wpadł na pomysł, żeby wypożyczać rowery nastoletnim uczestnikom kursów językowych z Włoch? Jeżeli piekło istnieje, a Jackson był przekonany, że tak, to jest na pewno rządzone przez komitet piętnastoletnich Włochów na rowerach."

Cóż, jeśli piekło istnieje to jest wypełnione książkami z takimi właśnie wewnętrznymi monologami.

"Shirley była ubrana w niebieski strój operacyjny. Jackson nie wyobrażał sobie, żeby było coś seksowniejszego niż widok kobiety w stroju chirurga i zastanawiał się czy tylko on tak myślał, czy większość faceców też. Powinny być robione badania opinii publicznej na takie tematy."

Badania opinii publicznej? Jezu miłosierny, co ja czytam?

Umówmy się, że gdybym ja napisała coś takiego i poprosiła o opinię wytrawnych czytelników, nawet najbardziej wyrozumiali poradziliby mi porzucenie marzeń o pisaniu i zajęciu się robieniem na drutach lub haftem.

Kolejna rzecz, która mi się tej książce nie podobała to bardzo leniwy sposób przedstawienia historii każdej sprawy. Szybko zostają nakreślone wszystkie wydarzenia i bohaterowie zostają opisani w kilku zdaniach w możliwie najbardziej stereotypowy sposób, tak że nie mamy żadnych wątpliwości co do tego co powinniśmy o nich myśleć.

Było mnóstwo jakichś dygresyjnych epizodów nie wiadomo po co (chyba po to tylko, żeby nastąpiła trzymająca w napięciu przerwa w głównej narracji). Entuzjazmu starczyło mi tylko na emocjonalne zaangażowanie się w jedną ze spraw, które starał się rozwikłąć Brody.
Ogólnie to fabuła się napinała i obiecywała Bóg wie jakie rewelacje, a gdy przyszło do rozwiązania akcji to okazało się, że skoczyła na dechę.

Monday, 29 September 2014

Katie Ward - Girl Reading

Wielka szkoda, że żadne polskie wydawnictwo nie przyjrzało się tej książce i nie postanowiło jej wydać w Polsce.

Na okładce zachwala ją sama Hilary Mantel, mówiąc, że jest to debiut jak rzadko oryginalny. I trudno mi się z Mantel nie zgodzić. Odkąd przeczytałam Girl Reading to czekam na następną książkę Katie Ward, lecz niestety Katie Ward jest nie z tych co zakładują manufakturę i produkują książkę rocznie. Więc cały czas czekam.

'Girl Reading' to kolejny zbiór opowiadań udający powieść - wydaje się, że wydawcy się wreszcie przekonują do tej formy. 'Girl Reading' nawet nieszczególnie stara się tę powieść udawać. To zbiór epizodów połączonych motywem dzieł sztuki przedstawiających czytające kobiety i jest to podróż zaczynająca się w czternastym wieku, a kończąca w 2060 roku. Można pomyśleć, że zbiór obejmujący tak różne miejsca i czasy będzie sprawiał wrażenie poszatkowanego, ale mimo że opowiadania te są niezwykle różnorodne, Ward udało się osiągnąć harmonię i sprawić że przejścia między ich światami są zaskakująco płynne. Myślę, że to to zrobiło na mnie największe wrażenie w tej książce - ta niesłychana intuicja pisarska (a może to mozolnie latami wyćwiczony warsztat?).Opowiadania są przepiękne, pomysłowe i wręcz metafizyczne. Ostatnie opowiadanie ma być klamrą zamykającą zbiór pewnego rodzaju morałem, ale nie jest on łatwy do odczytania.

Moje jedyne zastrzeżenie jest natury typograficznej. To kolejna książka, która chce zdezorientować czytelnika, nie wyróżniając dialogów spośród narracji. Po co? PO CO?

Sunday, 14 September 2014

Dorota Zańko - Opowieści z powielacza

Co jakiś czas wracam do polskiej literatury i czytam jakieś losowo wybrane książczyny. Powinnam przyjąć jakiś bardziej rozsądny system, bo nigdy nic naprawdę dobrego nie przeczytam. (Nieprawda. Przeczytałam Morfinę i była bardzo dobra.)

Dorota Zańko bierze na warsztat jakże wdzięczny temat stanu wojennego, z którego dostępnych jest tyle ciekawych anegdot, że właściwie książka pisze się sama. Sama mam obsesję na punkcie stanu wojennego i uporczywie zbieram literaturę w temacie i teraz już pewnie też bym mogła napisać taki ciąg anegdotek - kartki na jedzenie, tajni współpracownicy, czołgi na ulicach, braki wszystkiego, godzina policyjna, i prześmieszne pomysły Partii na uratowanie kraju, taki jak na przykład ograniczanie dni w które wolno kierowcom tankować uzależniając je od numerów na rejestracji. Albo taka anegdotka, że z powodu braku odpowiednich opakowań rzeczy wychodziły w 'opakowaniach zastępczych' i tak na przykład miętówki odziane były w papierki po malinowych landrynkach. Ach, i nie zapominajmy o wyrobach czekoladopodobnych. I tak można by jeszcze długo. Dodać do tego należy również prawdziwe dramaty, łzy i cierpienia i książeczka jak malowana.

Mniej więcej tak to zrobiła Zańko. Najpierw przedstawia nam, niczym poważny rosyjski pisarz, całą plejadę bohaterów, zupełnie pozbawionych osobowości, co jest nieważne, bo prawdziwym bohaterem jest tutaj stan wojenny. Fabuła nie może się oderwać od ziemi przez długi czas, aczkolwiek najmłodsze pokolenia, jeżeli z jakichś powodów jeszcze nie wiedzą, mogą dowiedzieć jak to na początku lat 80-tych w Polsce było. W końcu, w połowie książki, wyłaniają się wreszcie faktyczni bohaterowie i powieść nabiera impetu. Zadaje ważne pytania, unika łatwych odpowiedzi, a przede wszystkim jest szczęśliwie zupełnie pozbawiona patosu, z którym, jak nas nauczono, należy pisać o Ważnych Wydarzeniach z Historii Polski. Zańko mówi prostu z mostu, że gdy masz 21 lat i się buntujesz, to często niekoniecznie dlatego, że akurat naprawdę aż tak bardzo wierzysz w rewolucję. Czasem jest to dlatego, że buntowanie się jest po prostu wpisane w ten etap życia człowieka. A czasem robisz to dlatego, że się zakochałeś/aś. A czasem, bo wydaje się to być ekscytującym sposobem spędzania wolnego czasu. I jeżeli w końcu zdradzisz rewolucję, to również może to się zdarzyć z miliona różnych powodów. Niby wiemy, że świat się nie dzieli na czarne i białe, na dobrych i złych, ale gdy się czasem słucha o niedawnej historii Polski to by się zdawać mogło, że w tym wyjątkowym okresie po raz pierwszy w historii świata, był on rzeczywiście podzielony na czarne i białe i istniały w nim tylko dwa rodzaje ludzi.

Thursday, 14 August 2014

Monica Ali - Alentejo Blue

Bardzo podobała mi się pierwsza powieść Monici Ali 'Brick Lane', ale trochę obawiałam się tej książki. Często się zdarza, że pisarze, który mieli wyjątkowo udane debiuty decydują się trzymać sprawdzonej formuly i produkować trochę rozmydlone wersje swojego debiutu literackiego.

Na szczęście nie w przypadku Monici Ali. Najwyraźniej nie chciała się ona zamknąć w pisaniu niekończących się sag rodzinnych pod znakiem sari i curry. Uwolniła się i zrobiła coś bardzo odważnego - zupełnie odbiegła od swojego debiutu.

Alentejo Blue to raczej zbiór opowiadań udający powieść, która opowiada o małej wiosce w Portugalii, gdzie zbierają się tubylcy, turyści i, a jakże, brytyjscy expaci. Nie wszystkim taka struktura przypadła do gustu, bo ludzie wolą mieć głównego bohatera w postaci człowieka raczej niż miejsca, ale do mnie osobiście takie obrazki przemawiają.

Monica Ali niesamowicie ufa swojemu czytelnikowi. Nic nie tłumaczy, niech się sam domyśla. Nie ma żadnych wyjaśnień, tylko obrazek za obrazkiem. Czasem może to być trochę dezorientujące, ale ostatecznie daje satysfakcję. Wolę coś takiego niż gdy autor uznaje, że jestem półgłówkiem i wszystko mi tłumaczy jak krowie na rowie.

Obsada jest oczywiście na bogato, kogo tam nie ma! Styl bez zarzutu, a Ali ma wyobraźnię bujną i kolorową, co jest dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy, której wymagam od pisarzy.

Nie była to idealna książka, zabrakło tego 'och', jakiegoś takiego sierpowego pod żebra, ale cztery na pięć gwiazdek zasłużone. Myślę, że Ali stworzy kiedyś tę idealną książkę, więc sobie zapisałam w notesiku, żeby sprawdzać co jakiś czas co tam pisze.

A jeżeli nie przeczytaliście jeszcze Brick Lane, to koniecznie. Jest po polsku i jeśli mnie pamięć nie myli ładnie przetłumaczone. Przez długi czas planowałam, że następne zwierzę, które adoptuję będzie nazwane na cześć głównego bohatera. (Niestety nie adoptowałam żadnego zwierzęcia jak dotąd).

Sunday, 20 July 2014

Alexander Aaronsohn - With The Turks in Palestine

Moje postępy w czytaniu wszystkich książek z Projektu Gutenberg są po prostu oszałamiające. Już jestem na AAR.

Dość chwilowo chodliwy temat, bo jest to krótka książka napisana przez Alexandra Aaronsohna traktująca o Izraelu, gdy zwał się on jeszcze Palestyną i rządzili nim Turkowie.
Z książki tej dowiadujemy się, że Żydzi są bardzo dobrzy, chrześcijanie są ok, Arabowie są okropni, Turcy jeszsze gorsi, a Amerykanie są zdecydowanie najlepsi.


Oprócz tego dowiadujemy się:

- że dobrze jest mieć konia, bo "w kraju w którym koń jest wart o wiele więcej niż żona bycie właścicielem takiego zwierzęcia dodawało mi splendoru."


-  że Arabowie nie potrzebują alkoholu: "Te tańce trwały godzinami, a mężczyźni w czasie ich trwania popadali w końcu w istny szał. Nie mogłem się nadziwić tym ludziom, którzy bez pomocy alkoholu potrafili odtworzyć wszystkie fazy upojenia."

- że Niemcy są muzułmanami: "Główną postacią tego ruchu w Palestynie był, bez wątpienia, niemiecki konsul w Haifie, Leutweld von Hardegg. Przemierzał on kraj, wygłaszając przemówienia i rozdając broszury po arabsku, w których dobitnie udowadniano, że Niemcy nie są chrześcijanami takimi jak Francuzi lub Anglicy, ale są w rzeczywistości potomkami proroka Mahometa. Cytowano ustępy z Koranu, które przepowiadały nadejście Kajzera jako zbawcy Islamu.

- jak przekupić tureckich urzędników na sto dwa różne sposoby.

Friday, 11 July 2014

Pisać każdy może, jeden lepiej, drugi gorzej

Kilka lat temu kiedy kupiłam swojego pierwszego Kindle'a byłam szalenie podekscytowana i myślałam, że oto otworzyły się przede mną bramy do niesłychanych wspaniałości, książek wydanych przez autorów własnym sumptem, bo wydawnictwa nie widziały komercyjnego potencjału w tej twórczości. Wierzyłam, że odkryję jakieś arcydzieło i opowiem o nim światu.

Nie wiem naprawdę skąd się u mnie wzięło to idiotyczne i naiwne przekonanie. Czyżby internet nie nauczył mnie do czego taka demokracja prowadzi? Czy zapomniałam, że ludzi przekonanych o swoim talencie jest przynajmniej dziesięć razy więcej od tych faktycznie go mających? Zapomniałam o tych mrożących krew w żyłach filmikach z przesłuchań do Idola?

Kupiłam i przeczytałam kilka takich losowo wybranych dzieł. Przedzierałam się dzielnie przez błędy ortograficzne, stylistyczne i merytoryczne. Błądziłam za fabułą, która kręciła się w kółko. Próbowałam zrozumieć bezsensownie zachowujących się bohaterów. Aż w końcu zapytałam siebie - po co ja to sobie robię? Ludzie w wydawnictwach i agencjach literackich dostają pensję za to, żeby to wszystko czytać i przesiewać. A tutaj ja dopłacam jeszcze do tego interesu.I od tej pory prawie w ogóle nie czytam samodzielnie wydanych książek, pomijając sporadyczne lektury polecone przez ludzi, których gustom ufam.

W Polsce takim spełnianiem marzeń o wydaniu własnej książki zajmują się wydawnictwa typu Novae Res, Warszawska Firma Wydawnicza, lub mój absolutny faworyt - Psychoskok (ach, te okładki!). Dlaczego miałabym czytać coś wiedząc, że jedynym kryterium doboru była zasobność portfela autora? Rzadko jest tam robiona zwykła korekta, nie mówiąc o opiece redaktora, który powieść nakieruje kiedy trzeba i popracuje nad nią z autorem. Potem te wszystkie potworki są słane do blogerów, którzy produkują seryjnie recenzje, których poziom jest proporcjonalny do recenzowanych utworów. Jacy pisarze, tacy recenzenci. Dlatego też unikam blogów, których autorzy nie mają żadnej wizji i pomysłu na to co chcą czytać, a jedyne co łączy wszystkie książki recenzowane na blogu to to że zostały wydane w bieżącym miesiącu. A wszystkie komentarze pod tymi recenzjami to tylko deklaracje innych blogerów, że przeczytają lub nie. Nie ma co liczyć na jakąkolwiek dyskusję. Naprawdę nie wiem dlaczego ludziom chce się uczestniczyć w tym przedziwnym spektaklu.

Autorzy takich różnych dzieł zazwyczaj też nie są zainteresowani literaturą jako taką, jedynie swoją własną i cała ich aktywność internetowa sprowadza się do przeróżnych narzekań (na rynek wydawniczy, na recenzentów, na świat), jakichś przedziwnych kłótni na forach internetowych na poziomie gimnazjalnym oraz nachalnym wciskaniu wszystkim swojej powieści. Są to często ludzie zachowujący się tak nieprofesjonalnie, że nie jest dziwne, że żadne wydawnictwo nie chciałoby mieć takiej bomby z opóźnionym zapłonem u siebie.

Jest to zupełnie alternatywny wszechświat, do którego czasem zaglądam (razem z moją siostrą) jak do jakiegoś muzeum osobliwości, ale na dłużej się tam nie da zostać.

DISCLAIMER:
Uprzedzając ewentualne komentarze:
- tak rynek wydawniczy jest, był i będzie trudny. Tak, JK Rowling też została odrzucona przez wielu wydawców. Jak ktoś chce zostać sławny i bogaty to zdaje mi się, że są łatwiejsze sposoby niż stanie się bestsellerowym pisarzem.
- tak, wśród książek wydanych przez poważne wydawnictwa też zdarzają się książki kiepskie, a wśród wydanych własnym sumptem książki niezłe, jednak są to liczby statystycznie nieistotne
- jeżeli bloger recenzuje tylko nowości to nie znaczy, że jego blog jest automatycznie marny (aczkolwiek znaczy to, że stał się jakimś zombie niewolnikiem wydawnictw i nie ma żadnej kontroli nad tym co czyta)