Ta książka mnie niemal złamała i zjadła. Po przeczytaniu pierwszych dwudziestu stron poszłam spać i śniłam, że gonię antylopę ze złamanym rogiem, a sama jestem ścigana przez dzika wymazanego krwią i mówiącego ludzkim głosem. Był w tym wszystkim też latający dywan.
Tak naprawdę to ja wcale nie lubię realizmu magicznego, ale tę książkę nic to nie obchodziło. Karmiła mnie tym, czy tego chciałam czy nie. I w końcu mnie poniosła ze sobą. Pod koniec czytałam o mężczyźnie, który przespał dwa miesiące i nie widziałam w tym nic dziwnego. Dopiero później myślę sobie, chwila, moment, ludzie nie mogą spać non stop przez dwa miesiące! Przecież muszą jeść i pić i w ogóle!
Jak każda inna książka z nurtu magicznego realizmu 'Droga bez dna' jest cykliczno-eliptyczna. Postacie powtarzają niekończące się cykle śmierci i odrodzenia. Wydaje się, że takie zabiegi pasują jak ulał do literatury Afryki i Ameryki Łacińskiej, bo dobrze oddają beznadzieję i desperację wynikającą z biedy, odzwierciadlają sytuację tych młodych państw, które co by nie robiły to zdają się ciągle wracać do punktu wyjścia. Jest to niekończąca się walka tych samych odwiecznych sił, która zawsze ostatecznie kończy się remisem.
I to właśnie tę historię Azaro, dziecko duchów, nam opowiada. To dziecko, które nie chce zostać na Ziemi i tęskni za śmiercią. Ciągle walczy z pokusą dołączenia do swoich towarzyszy ze świata duchów. Jedyne, co go trzyma na tym padole łez to miłość matki i zajmie mu całe 500 stron, żeby nabrać wreszcie apetytu na życie, nawet w tej smutnej postkolonialnej rzeczywistości.
Ta powieść jest pełna symbolizmu, czego oczywiście można się było spodziewać, ale jest tam też humor, trochę politycznej satyry i barwne postacie jak niezwyciężona właścicielka baru, Madame Koto. Jest to książka pięknie napisana i hipnotyzująca. Jest tragiczna i druzgocąca. I tak, mogłaby być ze 200 stron krótsza ale czytałam ją z przyjemnością, nawet wtedy gdy później czułam się zupełnie wypruta i zaczynały mi się zwidywać różne rzeczy. Chciałam żeby się skończyła i żeby się nigdy nie kończyła.
Zdaję sobie sprawę, że jest to trudna książka i taka co czytelników ostro dzieli. I nie obrażę się jeśli jej nie pokochacie. Nie obrażę się nawet jeśli ją znienawidzicie. Ta książka jest moja, moja, moja i jestem o nią zazdrosna i nie chcę żeby nikt inny ją kochał.
Jedyne co mnie powstrzymało przed daniem jej maksymalnej ilości gwiazdek to to, że nie wiem czy miałabym siłę przeczytać ja jeszcze raz. Mogłabym od takiego doświadczenia oszaleć.
Tak naprawdę to ja wcale nie lubię realizmu magicznego, ale tę książkę nic to nie obchodziło. Karmiła mnie tym, czy tego chciałam czy nie. I w końcu mnie poniosła ze sobą. Pod koniec czytałam o mężczyźnie, który przespał dwa miesiące i nie widziałam w tym nic dziwnego. Dopiero później myślę sobie, chwila, moment, ludzie nie mogą spać non stop przez dwa miesiące! Przecież muszą jeść i pić i w ogóle!
Jak każda inna książka z nurtu magicznego realizmu 'Droga bez dna' jest cykliczno-eliptyczna. Postacie powtarzają niekończące się cykle śmierci i odrodzenia. Wydaje się, że takie zabiegi pasują jak ulał do literatury Afryki i Ameryki Łacińskiej, bo dobrze oddają beznadzieję i desperację wynikającą z biedy, odzwierciadlają sytuację tych młodych państw, które co by nie robiły to zdają się ciągle wracać do punktu wyjścia. Jest to niekończąca się walka tych samych odwiecznych sił, która zawsze ostatecznie kończy się remisem.
I to właśnie tę historię Azaro, dziecko duchów, nam opowiada. To dziecko, które nie chce zostać na Ziemi i tęskni za śmiercią. Ciągle walczy z pokusą dołączenia do swoich towarzyszy ze świata duchów. Jedyne, co go trzyma na tym padole łez to miłość matki i zajmie mu całe 500 stron, żeby nabrać wreszcie apetytu na życie, nawet w tej smutnej postkolonialnej rzeczywistości.
Ta powieść jest pełna symbolizmu, czego oczywiście można się było spodziewać, ale jest tam też humor, trochę politycznej satyry i barwne postacie jak niezwyciężona właścicielka baru, Madame Koto. Jest to książka pięknie napisana i hipnotyzująca. Jest tragiczna i druzgocąca. I tak, mogłaby być ze 200 stron krótsza ale czytałam ją z przyjemnością, nawet wtedy gdy później czułam się zupełnie wypruta i zaczynały mi się zwidywać różne rzeczy. Chciałam żeby się skończyła i żeby się nigdy nie kończyła.
Zdaję sobie sprawę, że jest to trudna książka i taka co czytelników ostro dzieli. I nie obrażę się jeśli jej nie pokochacie. Nie obrażę się nawet jeśli ją znienawidzicie. Ta książka jest moja, moja, moja i jestem o nią zazdrosna i nie chcę żeby nikt inny ją kochał.
Jedyne co mnie powstrzymało przed daniem jej maksymalnej ilości gwiazdek to to, że nie wiem czy miałabym siłę przeczytać ja jeszcze raz. Mogłabym od takiego doświadczenia oszaleć.
To mnie dopiero zaintrygowałaś...
ReplyDeleteŚwietna recenzja, ale nie jestem pewna, czy to książka dla mnie...
ReplyDeleteSpróbuj dopiero za jakieś 10 lat, myślę. Trzeba mieć dużo dobrej literatury przeczytanej, żeby wyciągnąć z tej książki to co najlepsze. Inaczej tylko się zirytujesz i zniechęcisz.
DeleteNa pewno bym nią rzuciła o ścianę mając lat 15.
Pięćset stron na pół stronie - piękna refleksja, bo nie nazwałbym jej recenzją.
ReplyDeleteSprawdziłem w mojej bibliotece, będę musiał poszukać nieco dalej, ale widzę ze warto szukać.