Vendela Vida,
znana również jako żona Dave’a Eggersa, napisała książkę o Yvonne, wdowie która
wyjeżdża w sentymentalną podróż do Turcji, aby wspominać i opłakiwać swojego
męża. Celem wyprawy jest datca, gdzie lata temu para spędziła swój miesiąc
poślubny.
Jako że Turcja
jest takim miejscem, "gdzie archeologowie przyjechali i ze zdumieniem odkryli
całe miasta dokładnie takimi jakimi były kiedyś", Yvonne oczekuje, że zastanie wszystko
w nienaruszonym stanie i w takiej scenerii będzie mogła sobie odtworzyć
szczęśliwe momenty z początku swojego małżeństwa. Myśli, że to pomoże jej w
zakończyć żałobę, bo póki co niezbyt dobrze jej to wychodzi. Niestety, miasto
do którego przyjeźdża to ledwie cień miasta, którym Datca kiedyś była. Miasto
zamieniło się w ruinę i jego dawny splendor to kolejna rzecz, która Yvonne
będzie musiała opłakać.
Pierwsza połowa
książki to przydługie monologi wewnętrzne pełne różnych trywialnych obserwacji,
ktore musimy zdzierżyć czekając aż żałoba Yvonne przybierze jakiś
konkretniejszy kształt. Czytamy sobie zatem różne takie pierdolety:
„Nie ma nic
smutniejszego, pomyślała Yvonne, niż oglądanie bielizny starego mężczyzny.”
Serio? Nie ma nic
smutniejszego? A na przykład mordowanie małych foczek?
„Przeszła się w
tę i z powrotem, ciesząc się odgłosem jaki wydawały jej sandałki stukające o
kafelki. Odgłos elegancji, pomyślała. Odgłos kobiety szykującej się na
przyjęcie.”
I tak dalej w ten
deseń. To jak być uwięzionym w głowie kogoś niesłychanie nudnego. Niemniej
jednak, da się to jakoś czytać, jeżeli pominie się milczeniem dziwności takie
jak:
„Podniosła dłonie
do twarzy i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że płacze.”
Już kilka razy
coś takiego widziałam w książkach i zawsze mnie to strasznie ciekawi. Jak można
nie wiedzieć, że się płacze? Ma się sparaliżowaną całą twarz i oczy i zero
czucia? Czy kiedykolwiek taka sytuacja przydarzyła się komuś w prawdziwym
świecie?
Pośród tych
grafomańskich wybryków dowiadujemy się więcej o Yvonne, jej dzieciach i jej
mężu. Jesteśmy też świadkami jej rodzącej się przyjaźni z byłą żoną jej tureckiego gospodarza oraz z małym tureckim chłopcem, który sprzedaje muszelki na plaży. Jedna z tych znajomości posłuży jako bardzo potrzebny katalizator służący wypchnięciu tej książki z fabularnej mielizny. Od tego momentu powieść się robi trochę surrealistyczna. Lepka, duszna i ciemna. Emocje robią się jakby autentyczniejsze i styl też już nie jest tak bardzo 'sankami po betonie'. Wydarzenia nabierają rozmachu i pędzą w stronę nieco naciąganego finału.
Nie zakochałam się w tych 'Kochankach' i myślę, że ta książka i ja nie jesteśmy sobie przeznaczone. Aczkolwiek ta książka powinna przypaść do gustu fanom szczegółowych introspekcji dokonywanych w egzotycznych okolicznościach przyrody. Z tego co wiem jest to specjalność Vendeli Vidy.
Ja kiedyś byłam u dentysty i znieczulenie nie działało, więc dał mi drugą dawkę i potem nie czułam połowy twarzy i jak jadłam zupę to lała mi się po brodzie i dowiedziałam się o tym dopiero jak podniosłam dłonie do twarzy. Ale nie wiem czy o to chodziło autorce.
ReplyDeleteOd bielizny starego mężczyzny smutniejsze są jeszcze śliwki robaczywki i holocaust, ale jakbym się dłużej zastanowiła to na pewno bym jeszcze coś znalazła.
Dobra ej. Zobaczyłam "Dave Eggers" i mało nie padłam. Czytałaś Ty https://www.goodreads.com/book/show/4953.A_Heartbreaking_Work_of_Staggering_Genius?ac=1? (Ok, już widzę, że masz to jako 'to-read', chwała niech będzie Goodreads). Mnie ta książka zwaliła z nóg. Zastanawiam się, czy żona zgapia fragmenty stylu od niego, czy on od żony. Chodzi mi o ten fragment: Od tego momentu powieść się robi trochę surrealistyczna. Lepka, duszna i ciemna. Emocje robią się jakby autentyczniejsze (...). Ha.
ReplyDeleteRaczej podejrzewam, że ona od niego. Te jej książki to zbierają raczej cienkie recenzje (nie tylko ode mnie).
DeleteKupiłam Marcelowi The Circle na Gwiazdkę, ale sama jeszcze nie czytałam.
W ogóle to Dave Eggers mi się myli z Davidem Sedarisem. Okropnie. Dopóki któregoś z nich (albo obu) nie przeczytam, to na pewno mi się będą dalej mylić. W ogóle to Vendela Vida powinna być żoną Jonathana Franzena, bo to podobny rodzaj grafomanii.
Haha, uwielbiam, kiedy natrafiasz na jakiegoś gniota, a następnie prezentujesz swoje czytelnicze odczucia na jego temat. Zero tolerancji dla literackiej mizerii - taką postawę bardzo sobie cenię i szanuję :)
ReplyDeleteP.S. Wydaje mi się, że jeśli tylko książka doczeka się polskiego tłumaczenia, to możesz ją śmiało zaproponować na łamach grupy "Polskie książki w UK", o której swego czasu tak ciepło się wypowiadałaś :)