Monday, 10 August 2015

Clare Morrall - The Roundabout Man


"Trwam w samym oku cyklonu, w spokojnym centrum nieustającego huraganu samochodów i ciężarówek zmierzających w stronę M6, na północ, aż do Szkocji lub na południe do Penzance i Land's End. Czasem myślę, że może one wcale nie wjeżdżają na autostradę i słyszę te same pojazdy, kręcace się w nieskończoność, jak wielokrotne kopie Latającego Holendra, skazane na wieczną tułaczkę. Nie żałuję ani przez chwilę, że nie jestem już jednym z nich. 

Poznajcie Quinna Smitha, który zaparkował swój wóz kempingowy na środku ronda i postanowił zostać tam na zawsze. Ponieważ nie jest takim zwyczajnym bezdomnym włóczęgą, po jakimś czasie zaczyna się nim interesować lokalna społeczność, a za nią oczywiście tabloidy, co jest ostatnią rzeczą której pragnie Quinn, przebywający na swoim dobrowolnym wygnaniu. Jest to niezwykle ciekawe zawiązanie fabuły, więc ze smutkiem zanotowałam, że książka dalej wpadła w tradycyjne sidła historii o tajemnicach rodzinnych. Nie to, że jest coś złego w tym podgatunku literackim, oprócz tego, że jeżeli przeczytasz wystarczającą ilość takich książek, to zazwyczaj jesteś w stanie rozszyfrować te tajemnice na jakieś 100 stron w przód i pilnie potrzebujesz czegoś jeszcze, żeby nie stracić zainteresowania.

Co więc oferuje czytelnikowi 'The Roundabout Man'?

Rozdział po rozdziale poznajemy historię głównego bohatera, który został uwieczniony jako niezdarny trzylatek z permanentnie rozwiązanymi sznurówkami przez swoją matkę - pisarkę, która jest tak naprawdę centralną postacią tej powieści, nawet jeśli nie jest jej poświęcone aż tyle miejsca. Jest to postać groteskowa, wyrodna matka której czytelnik nie ma prawa polubić oraz światowej sławy autorka książek dla dzieci, dla której inspiracją była (wydaje się to oczywiste mimo że książka zapewnia, że wszelkie podobieństwo itd.) Enid Blyton.

Morrall kontrastuje sielankowe dzieciństwo przedstawione w książkach Larissy z smutną i ponurą egzystencją Quinna na rondzie koło stacji benzynowej. Oczywiście cała ironia polega na tym, że Larissa Smith, autorka ukochana przez dzieci na całym świecie, była okrutna względem własnych dzieci i nie umiała im dać takiej miłości, którą uważa się za naturalną u matki. Zamiast tego Larissa wpisuje wszystkie swoje dzieci w swoje książki, gdzie jest idealną matką, która głaszcze pociechy po głowach i daje im kubki gorącego kakao. Jak łatwo sobie wyobrazić czytanie o fikcyjnych czułościach własnej matki i porównywanie tego z pozbawioną miłości rzeczywistością niezbyt dobrze wróży rozwojowi i pewności siebie czwórki dzieci Larissy. I tak więc wszystkie te dzieci wyrastają na popapranych dorosłych. Żałuję, że matka  nie została przedstawiona w bardziej skomplikowany sposób, co dodałoby książce złożoności. Trudno dla Larissy czuć jakąkolwiek sympatię mimo że widzimy ją kochającymi oczami Quinna i mimo tego, że autorka proponuje coś co ma tłumaczyć jej oziębłość.

Moim głównym zarzutem względem takich książek jest to, że mają one tendencję do tłumaczenia absolutnie wszystkiego jednym sekretem. Gdy już sekret zostanie ujawniony nagle wszystko staje się jasne i nabiera sensu. Uważam, że to zupełne narracyjne lenistwo i pójście po linii najmniejszego oporu. Poza tym, uważam, że po skończeniu dwudziestu pięciu lat już nie wolno nikomu obarczać winą za różne rzeczy swoich rodziców (pomijając absolutnie makabryczne przypadki) i każdy musi już wziąć odpowiedzialność za swoje własne błędy. No ale wtedy książka już się tak sama nie pisze.

Morrall pyta się nas "jak bardzo kształtują nas historie na których się wychowaliśmy, filmy, które widzieliśmy, seriale, które oglądaliśmy latami?" I daje smutną odpowiedź, że bardzo. Szczególnie jeśli zdarzy ci się być prototypem bohatera dziecięcej prozy znanego na cały świat. Jest to etykietka, której trudno się pozbyć, jeżeli, tak jak Quinn, jesteś raczej niczym niewyróżniającym się człowiekiem i nie masz nic co mogłoby dać jakąś przeciwwagę tej pożyczonej tożsamości. Quinn dorasta bardzo późno, wśród swoich nowych przyjaciół ze stacji benzynowej i to chyba najlepsza część książki. W tej obskurnej scenerii autostrady czytelnik zobaczy (lub i nie, zależy jakąś ma wrażliwość rzeczony czytelnik) delikatne piękno, tak różne od cukrowych uroków książek dla dzieci.

Kiedy sama byłam dzieckiem, też chciałam mieszkać w krzakach na rondzie obok naszego domu. Teraz oczywiście rozumiem, że nie byłby to najszczęśliwszy pomysł. I o tym właśnie jest 'The Roundabout Man' - o przyjrzeniu się swojemu dzieciństwu, jego marzeniom i przekonaniom, które często nie wytrzymały próby czasu. Jest też o tej nostalgii, którą odczuwamy na myśl o dzieciństwie, o tym raju utraconym, który tak naprawdę jest wytworem naszej wyobraźni.

No comments:

Post a Comment