Pomyślałam, że powitam Was w tym nowym 2015 roku wyznaniem, że naprawdę nie trawię Jonathana Franzena. Nie jest mi łatwo z tym żyć, bo muszę się ciągle z tego tłumaczyć przed różnymi znajomymi, jak również obcymi ludźmi. Tak jak na przykład pogarda dla Paulo Coelho jest w moim kręgach ogólnie dobrze widziana, tak Franzen jest ogólnie poważany i opiewany, więc ludzie na mnie patrzą z podejrzliwością, gdy mówię (czasem w bardzo dosadnych słowach), że świat byłby lepszym miejscem, gdyby Franzen nic już nigdy nie napisał
Ta recenzja będzie trochę bełkotliwa, przyznaję, ale powinna w związku z tym zadowolić fanów prozy Franzena. 'Wolność' to zwyczajna opera mydlana, a ja w ogóle nie umiem oglądać tego typu rzeczy. Jakieś 10 minut co pięć odcinków to jeszcze jak cię mogę, ale przy 570 stronach to po prostu wysiadam.
Jak to w operach mydlanych bywa, wszystko ostatecznie kończy się szczęśliwie i miłość wygrywa. Oczywiście po drodze trzeba było ukatrupić jakieś poboczne postacie, no ale to niewielka fabularnie cena za szczęśliwe zakończenie. Gdyby to jeszcze było dobrze napisane, ale jak ja mogę brać na poważnie coś takiego:
(poniżej oryginał i moje własne tłumaczenie)
Ogólny morał z tej powieści jest taki, że wszyscy jesteśmy posrani każdy na swoją modłę, ale wszystko będzie ok, no chyba że zostaniemy Republikanami, wtedy nie uratuje nas już nic. Czuję się silniejsza po tej książce, bo co cię nie zabije to cię wzmocni. Ale było blisko.
A teraz trzeba przeczytać książkę o prawdziwych ludziach z prawdziwymi problemami. Na odtrutkę.
Ach, przy okazji. Gdyby Jonathan był Joanną, to ta książka by była 'literaturą kobiecą', wepchniętą w różową okładkę z kwiatkami, chmurkami lub ptaszkami. I by zniknęła wśród innych lepszych pozycji 'literatury kobiecej'. No ale że Franzen ma penisa (który jak rozumiem wysyła mu różne wiadomości), to oto mamy Wielką Amerykańską Powieść. HA. HA. HA.
Ta recenzja będzie trochę bełkotliwa, przyznaję, ale powinna w związku z tym zadowolić fanów prozy Franzena. 'Wolność' to zwyczajna opera mydlana, a ja w ogóle nie umiem oglądać tego typu rzeczy. Jakieś 10 minut co pięć odcinków to jeszcze jak cię mogę, ale przy 570 stronach to po prostu wysiadam.
Jak to w operach mydlanych bywa, wszystko ostatecznie kończy się szczęśliwie i miłość wygrywa. Oczywiście po drodze trzeba było ukatrupić jakieś poboczne postacie, no ale to niewielka fabularnie cena za szczęśliwe zakończenie. Gdyby to jeszcze było dobrze napisane, ale jak ja mogę brać na poważnie coś takiego:
(poniżej oryginał i moje własne tłumaczenie)
"Patty said no, Walter insisted, she insisted no, he insisted yes. Then she realized he didn’t have a car and was offering to ride the bus with her, and she insisted no all over again, and he insisted yes"
"Patty powiedziała nie, Walter nalegał, ona nalegała, że nie, on nalegał, że tak. Potem zdała sobie sprawę, że nie miał samochodu, więc proponował, że pojedzie z nią autobusem, więc znowu nalegała, że nie, a on nalegał, że tak."Tak. Oto przed Państwiem Wielka Amerykańska Powieść. CHYBA SOBIE JAJA ROBICIE.
"She almost suggested to Walter that he had better kiss her first, if he was going to be asking her to live with him, but she was so offended that she didn’t feel like being kissed at that moment."A jakby was znudziły te przesłodkie dziewczęce rewelacje, to może spodoba wam się bardziej męska perspektywa pokazana nam przez Katza.
"Prawie zasugerowała Walterowi, żeby ją wpierw pocałował jeśli ma jej proponować mieszkanie razem, ale była tak bardzo urażona, że akurat nie miała ochoty być całowana."
"His dick was saying yes to something now, and this something was certainly not the wideish ass of the retreating jogger. Had death, in fact, been his dick’s message in sending him to Washington? Had he simply misunderstood its prophecy?"I tak przez 570 stron. Nie wspominając nawet o porypanej chronologii, i nie porypanej w sposób intrygujący i inteligentny. Porypanej w rozpeplany, roztrzepany sposób, który mogę porównać do sposobu opowiadania mojego kolegi Maćka, który zaczyna opowiadać jakąś historię, ale w połowie przypomina mu się jakąś inna historia, które jest lub nie jest powiązana z pierwotną historią, a potem z tego wyłania się jakaś kolejna historia bez puenty, i jeżeli mamy szczęście to ostatecznie Maciek wróci do pierwotnej historii, która okazuje się nie bardzo ciekawa, szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę jak długo Maciek budował napięcie przez te wszystkie piramidalne dygresje. I pod koniec nie wiemy już czy te środkowe historie zdarzyły się jakby w trakcie trwania głównej historii, czy zupełnie kiedy indziej.
"Jego fiut przytakiwał czemuś teraz, i to coś to na pewno nie był raczej szerszy tyłek oddalającej się biegaczki. Czy to śmierć była tą wiadomością fiuta, która wysłała go do Waszyngtonu? Czy po prostu źle odczytał jego przepowiednię?"
Ogólny morał z tej powieści jest taki, że wszyscy jesteśmy posrani każdy na swoją modłę, ale wszystko będzie ok, no chyba że zostaniemy Republikanami, wtedy nie uratuje nas już nic. Czuję się silniejsza po tej książce, bo co cię nie zabije to cię wzmocni. Ale było blisko.
A teraz trzeba przeczytać książkę o prawdziwych ludziach z prawdziwymi problemami. Na odtrutkę.
Ach, przy okazji. Gdyby Jonathan był Joanną, to ta książka by była 'literaturą kobiecą', wepchniętą w różową okładkę z kwiatkami, chmurkami lub ptaszkami. I by zniknęła wśród innych lepszych pozycji 'literatury kobiecej'. No ale że Franzen ma penisa (który jak rozumiem wysyła mu różne wiadomości), to oto mamy Wielką Amerykańską Powieść. HA. HA. HA.
Ciekawe, ja sama mam Franzena tylko w planach, ale jeszcze nie słyszałam porównań do literatury kobiecej :) Twoja recenzja nieźle motywuje do lektury, serio! :)
ReplyDeleteZgadzam się z Joanną - recenzja wyszła Ci świetna :)
ReplyDeleteAle może łatwiej pisać, jak człowiek się emocjonalnie zaangażuje :)
Mam na półce "Korekty", ale jeszcze po nie nie sięgnęłam. Po przeczytaniu Twojego tekstu chyba z tym jeszcze poczekam....
Pozdrawiam!
Bo co to jest ta 'literatura kobieca' ? Ktoś tam kogoś kocha, ktoś tam zdradza, jakieś dzieci, jakieś problemy z dziećmi. Miłość, macierzyństwo i tacierzyństwo. Wypisz wymaluj Franzen.
ReplyDeleteJeżeli to jest napisane przez kobietę to jest to "opowieść o miłości, rodzinie i trudnych wyborach"
Jeżeli przez mężczyznę to mamy "powieść - satyrę społeczną o amerykańskich przedmieściach"
A Korekty są ponoć lepsze niż Wolność, więc jak już coś czytać to raczej Korekty, aczkolwiek dedukuję to tylko z poszlak bo sama nie czytałam.
ReplyDeleteMuszę przeczytać. Omówimy to sobie następnym razem przy kawusi.
ReplyDeleteWstępnie wybieram się do ojczyzny w lutym, ale to mogą się okazać jedynie pobożne życzenia. Tak czy inaczej - lepiej zacznij już czytać, bo to się ciągnie jak makaron.
DeleteYessir! Czekam!
DeleteKonkretnie i rzeczowo. Zgadzam się z Twoją opinią:)
ReplyDeleteMam na półce "Korekty", ale dzięki bibliotece pierwszą przeczytałam "Wolność" i mocno się rozczarowałam. Początek jeszcze nie był taki tragiczny, ale im dalej, tym gorzej. Teraz "Korekty" będą musiały trochę poczekać na swoją kolej, choć też słyszałam, że to lepsza książka od "Wolności", która jest mocno przereklamowana.
Jak zobaczyłam Franzena na okładce 'Książek' to naprawdę zastanawiałam się czy kupować
Delete