Jak wiecie jestem osobą niezwykle racjonalną z bardzo niską tolerancją na wszelkie bzdury, w które ludzie wierzą. Przesądy, horoskopy, leczenie kryształami, przeróżne znaki na niebie i ziemi - wszystko to mnie interesuje jedynie z antropologiczno-socjologiczno-psychologiczno-kulturoznawczego punktu widzenia. Niestety, istnieje w mojej głowie taka mała strefa zarządzana przez nerwicę natręctw, która czasem rzuca mi takie pomysły: jeżeli nie policzę do siedmiu przed wstaniem z łóżka to w gdzieś w Ameryce Południowej rozbije się samolot. Tak więc w ramach szerokich zainteresowań psychologicznych, jak również w ramach rozpatrywania własnych neuroz, postanowiłam przeczytać 'Psychologię przesądu' Gustava Jahody.
Czy już wiem dlaczego muszę policzyć do siedmiu? Nie do końca. Nadal trzeba by to było rozpracować w jakiejś terapii.
Jahoda skupia się w swojej książce na odrzucaniu wszelkich teorii, stworzonych przez takich myślicieli jak Freud czy Jung, opisujących powstawanie przesądów.
Można się nieźle obśmiać. Na przykład (pewnie się strasznie zdziwicie) Freud (lub któryś z jego wiernych uczniów, nie pamiętam) wysunął taką hipotezę, że przesądy łączą się z tłumionymi pragnieniami seksualnymi (oczywiście!). I, wyobraźcie sobie, odpukiwanie w drewno jest symbolicznym gwałtem na matce. Drewno to matka, twój palec to penis, a liczba trzy (bo odpukiwać się powinno trzy razy) reprezentuje męskie organy płciowe. Wielu ludzi, zauważyłam, odpukuje tylko dwa razy. Czyli penis na pół wykastrowany? O tym też można by sobie porozmawiać na terapii.
Jung, z kolei, sam był okropnie przesądny. Wierzył, że 'nic nie dzieje się bez przyczyny' i wyprodukował raczej szaloną teorię synchroniczności. Ani ja ani Jahoda nie mogliśmy się w tym za bardzo połapać, więc zacytuję Wikipedię:
termin stworzony przez C.G. Junga na określenie hipotetycznej zasady wszechzwiązku zdarzeń, która miałaby działać obok zasady przyczynowości. Jung podał kilka nieco różniących się od siebie definicji tego pojęcia. Jedna z nich zakłada, że synchroniczność to pojawienie się w równoległych liniach dwóch zjawisk, wydarzeń lub stanów psychicznych, mających dla obserwatora, wspólne znaczenie, które nie byłyby ze sobą powiązane przyczynowo. Z kolei według krytyków tego pojęcia, rzekome przypadki "synchroniczności" są to "normalne zdarzenia o niskim prawdopodobieństwie", co do których nie wszyscy są w stanie, je jako takie, zaakceptować: kolekcjonując je, przypisując im szczególne znaczenie, paranormalne, mistyczne, a nawet religijne, podczas gdy to już sama natura losowości powoduje, że przeszukiwanie danych losowych (szczególnie naprawdę dużych rozmiarów) umożliwia uzyskanie jakichś znaczących wzorców.
Nadal nieprzekonani? Posłużę się tym, najbardziej znanym przykładem (moim własnym tłumaczeniem angielskiej wersji cytatu z książki Junga na temat synchroniczności, i zacytowanej przez Jahodę, ale zgubiłam gdzieś tę książkę).
"Pewna młoda kobieta przychodząca do mnie na terapię miała ważny sen, w którym ktoś jej dał złotego skarabeusza. W momencie gdy opowiadała mi go, ja siedziałam tyłem do zamkniętego okna. Nagle usłyszyłam jakiś dźwięk za sobą, delikatnie stukanie. Obejrzałem się i zobaczyłem owada uderzającego w szybę od wewnątrz. Otworzyłem okno i złapałem go w rękę, gdy wlatywał do środka. Był to najbliższy odpowiednik złotego skarabeusza jaki można znaleźć w naszych szerokościach geograficznych, czyli Cetonia aurata (kruszczyca złotawka, jak mnie informuje Wikipedia), który (wbrew swoim normalnym zwyczajom) postanowił wlecieć do ciemnego pomieszczenia w tej dokładnie chwili. Przyznam, że nigdy wcześniej ani nigdy później coś takiego mi się nie przydarzyło."
Jung twierdził, że była to sytuacja tak naładowana emocjonalnie, że aż spowodowała to na pozór z nią niezwiązane wydarzenie. Przypomina mi to tę pogrążoną w żałobie sikorkę, które pukała do okien ambasady Północnej Korei po śmierci Kim Jong Ila.
Ostateczna konkluzja Jahody dotycząca przesądów jest taka, że pozwalają nam one kontrolować, to czego kontrolować nie możemy i pozwalają wierzyć, że świat to coś więcej niż bezsensowny chaos. Moja własna konkluzja jest taka, że przesądy są rzeczą naturalną, częścią naszego dziedzictwa kulturowego. I jeżeli muszę liczyć do siedmiu, że zapobiec wypadkom lotniczym, to niech tak będzie. To mój krzyż i będę go nieść.
No comments:
Post a Comment