Z moją ukochaną
siostrą Basią z Poza psem popełniłyśmy kolejną wspólną recenzję gadaną. Znowu
nudy, bo się zgadzamy ze sobą niemal w całej rozciągłości.
Kinga: Jakiś czas
temu zapytałam cię: Basia, tę Iwasiów to my lubimy czy nie? Odpowiedziałaś mi
wtedy, że jeszcze nie ustaliłyśmy stanowiska w tej sprawie, po czym kupiłaś mi
Blogotony, które razem przeczytałyśmy. Jakie wrażenia po lekturze?
Basia: Blogotony
to wydane w formie książkowej notki z bloga prof. Ingi Iwasiów. Wrażenia po
lekturze ciężko określić jednoznacznie, bo jak to ze zbiorami różnymi bywa,
niektóre rozdziały mnie urzekły, a inne denerwowały. Gdybyś jednak jeszcze raz
mnie sptrała czy lubimy tę Ingę Iwasiów, to bym powiedziała, że lubimy.
Zanim jednak
dojdziemy do tego, co w tych notkach było i dlaczego po przeczytaniu tego
pozwalam sobie arbitralnie orzec, że panią Iwasiów lubimy, chciałabym
porozmawiać o tym, czy wydawanie bloga w formie papierowej ma sens?
Kinga: Oczywiście
można powiedzieć, że nie ma sensu, bo przecież można było już wszystko
przeczytać internecie, tak że po co? Ja jednak ośmielać się twierdzić, że
książka jest produktem bardziej mainstreamowym i niejako bloga nobilituje.
Blogi piszą wszyscy, ja na przykład mam trzy, ale książkę w uznamym
wydawnictwie udaje się wydać niektórym. Blog w formie książkowej to taka
pięczatka jakości i oczywiście też szansa na minimalne podreperowanie
kulejących budżetów polskich literatów. Oczywiście jest problem z taką książką
czasem taki, że są to zapiski pisane na bieżąco i na gorąco i oderwane od
swojego kontekstu czasowego mogą się wydawać chwilami niezrozumiałe i wymagają
przypisów.
Basia: No wiec
właśnie. Co do samego wydawania blogów i innych rzeczy publikowanych wcześniej
w internecie mam podobne zdanie. Podobno nic w internecie nie ginie, ale po co
kusić los? Jakiś czas temu W.A.B wydało felietony Jacka Dehnela (młdoszy
księgowy - tu link do mojej notki), które można sobie spokojnie przeczytać w
internecie, ale cieszę się, że je wydano. Problem z Blogotonami jest jednak
taki, że to nie są felietony tylko typowe blogowe notki, często komentujące
biężące wydarzenia, a niektóre z nich już są mocno nieaktualne, jak np. ta
omawiajaca sprawę żartu dotyczącego Ukrainki popełnionego przez Figurskiego i Wojewódzkiego. Problem o którym
pisze Iwasiów będzie aktualny niestety pewnie jeszcze długo, ale pojawia się on
jako komentarz do sprawy, o której za parę lat nikt może już nie pamiętać, a
zakładam, że czytając książkę nie chcemy co chwila sprawdzać w internecie o co
właściwie chodzi. Dlatego wydaje mi się, że książka dużo straciła na tym, że
autorka nie wprowadziła pewnych zmian przygotowując ją do druku.
Basia: Ale skoro
jesteśmy już przy tej notce o Wojewódzkim i Figurskim (tytuł notki "Nie ma
się z czego śmiać"), to ciekawa jestestem co o tym myślisz, czy zgadzasz
się z autorką, że nie było się z czego śmiać, czy może twoim zdaniem jest coś w
tym, że "feministki, podobno, nie mają poczucia humoru, zwłaszcza na
własny temat".
Kinga: Feministki
mają fantastyczne poczucie humoru, czego najlepszym dowodem jest to, że nie
śmieszą ich żarty Wojewódzkiego. Moim zdaniem rozchodzi się tutaj o typ
poczucia humoru. Ja żądam od komików większej finezji i oryginalności, niż
rzucanie przaśnymi, ogranymi, seksistowskimi kawałkami. Może pewnego dnia, gdy
seksizm w Polsce przestanie być takim palącym problemem będziemy sobie mogli z
tego żartować, póki co takie żarty nie są śmieszne, bo są zbyt bliskie smutnej
rzeczywistości. Z tego samego powodu nie śmieszą mnie żarty o Słowiankach,
które są dobrem narodowym i najcenniejszym surowcem naturalnym wysyłanym
eksport (vide: nasz wspaniały popis na Eurowizji), dlatego że handel kobietami
z Europy Wschodniej jest faktycznym problemem i naprawdę wolałabym żebyśmy
takich stereotypów nie utrwalali.
W ogóle z tymi
feministkami w Polsce to jest dziwnie. Mieszkam już tyle czasu za granicą, że
zapomiałam, że w Polsce wykształcone kobiety i wykształceni mężczyźni uważają
to nadal za swego rodzaju obelgę i na wszelki wypadek się odcinają od tego już
na wstępie. Tutaj właściwie wszyscy moi znajomi płci obojga uważają się za
feministów i feministki. Przed naszą rozmową przeczytałam kilka recenzji
Blogotonów na internecie i niemal każda na początku mówiła, że Iwasiów jest
pisarką, proferską, krtyczką literacką, ale również... ,tutaj znacząca pauza,
feministką. Jakby Iwasiów była co najmniej jednorożcem hemafrodytą. W
następnych akapitach autorki recenzji oczywiście natychmiast zapewniały swoich
zaniepokojonych czytelników, że same feministkami nie są, z poglądami się nie
zgadzają, aczkolwiek książek właściwie chwaliły. W żadnej z tych recenzji nie
doczytałam się, z którymi to wywrotowymi poglądami feministycznymi się nie
zgadzały.
Basia: Może z
tymi z notki "Taki numer", w której Iwasiów wyjaśnia dlaczego jej
zdaniem czytanie romansów szkodzi, nawet tych nowoczesnych, a może przede
wszytkim tych, bo o ile wiemy czego się spodziewać po książkach Moniki Szwai
czy Małgorzaty Kalicińskiej, o tyle niektóre książki młodszych autorek łudzą
nas wyzwolonymi, samodzielnymi bohaterkami, podczas gdy prezentują nam taki
wypaczony świat relacji damsko-męskich:
"Idzie więc,
krótko streszczając, o to, że kobiety są sprytne, a mężczyźni dziecinni.[...]
Ponieważ mężczyźni są nie bardzo, a rola kury domowej niezdrowa, należy
zastosować którąś z mitycznych miksutr babek, robiąc ich w konia. Nie ma mowy o
porozumieniu, o otwartości, dialogu, wspólnocie. Kobiety i mężczyźni w tej
wersji opowieści są naprawdę z innych planet, są wrogami, a muszą - szkoda mi
ich! - żyć pod jednym dachem [...] Kobietki mają na szczęście te swoje sposoby.
Nie zapominają o makijażu, ramiączku od biustonosza [...] Brrrrr! Na myśl o
takim życiu, w którym nie można parnerowi na całe życie [...] mówić prawdy,
trzeba grać, zawsze ładnie wyglądać [...] odczuwam metafizyczny lęk. [...] Mężczyźni
i kobiety pasują do siebie nie tylko
anatomicznie, a manipulacja nie jest jedynym sposobem koegzystencji
płci."
Bo może właśnie
te panie co to nie są feministkami bo je to obrzydza, wolą żyć w świecie, w
którym pomiędzy dwoma płciami musi być odwieczna walka, ponieważ pochodzimy z
dwóch planet.
Kinga: Naprawdę
nie mogę uwierzyć, że ktoś dojrzały emocjonalnie chce się w takie gierki bawić.
Te ciągle obymślanie strategii i taktyk, jakby tu tę drugą stronę omamić,
podporządkować sobie. Wielu mężczyzn (jak również kobiet) uwielbia oskarżać
feministki o to, że wypowiedziały jakąś wojnę mężczyznom, co jest oczywiście
zupełną bzdurą. Właśnie feministki chcą być dla swoich mężczyzn partnerkami,
chcą grać z nimi w tym samym zespole. Wydaje mi się, że w takie patologiczne
antagonistyczne postawy łatwiej popaść ludziom o ograniczonych i
powierzchownych zainteresowaniach. Jeżeli jego interesuje tylko piłka nożna i
piwo, a ją lody czekoladowe i buty, to rzeczywiście łatwiej im się zaangażować
w taką wojnę podjazdową, bo nie mają wspólnej płaszczyzny porozumienia. Też to
wmawianie kobietom i mężczyznom czym mają się interesować, a czym nie ma
negatywny wpływ na późniejszą komunikację między płciami, bo utwierdza
wszystkich w tym durnym przekonaniu, że jesteśmy tak od siebie różni, że
potrzebujemy książek poradników i artykułów w gazetach, żeby nauczyć się jak
się ze sobą nawzajem obchodzić. To Z tym
starają się walczyć feministki, i jest to naprawdę walka toczona dla dobra
ogółu.
Basia: Czyli
zgadzamy się w tych kwestiach z autorką, a co ci się nie podobało?
Kinga: Ja z
Iwasiów nie zgadzam się w jej wojnie z kulturą popularną. Oczywiście są różne
jej aspekty, które mi się nie podobają, ale ogólnie nie wylewałabym dziecka z
kąpiela. Iwasiów mówi "Uważam jednak, że feminizm dziś ma przez romanse z
popularną wiele do stracenia, mniej do zyskania." Ja uważam, że to
nieprawda. Oczywiście Iwasiów wychodzi z pozycji akademickiej, feminizm jest
dla niej niejako dziedziną naukową. Ja mam podejście pragmatyczne i chcę zmieniać
świat (tak, jeszcze nie wyrosłam). I żeby zmieniać świat, trzeba do tego świata
dotrzeć i przemówić do niego jego językiem. Inna sprawa, że mi jest bardzo
trudno podzielić produkcję kutluralną ludzkości na kulturą wysoką i kulturę
popularną. To wszystko jest bardzo płynne i nie wiem jak można zrobić z tego
dwa obozy. Dla mnie jest to bardziej spektrum. Oczywiście nie chcę też
degradacji kultury wysokiej i zgadzam się z Iwasiów, że wysiłek intelektualny
potrzebny do obcowania z wyższą kulturą jest ważną wartością, ale ja skupiłabym
się na promowaniu przyjemności, którą taki wysiłek daje. Tak samo jak wysiłek
fizyczny, wysiłek intelektualny może sprawiać zupełnie czystą, hedonistyczną
wręcz przyjemność.
Basia: Zgadzam
się, z drugiej strony rozumiem, że w podjeściu Iwasiów jest może trochę
frustracji osoby, której studentki chcą omawiać na zajęciach "Dom nad
rozlewiskiem" i mi się też wydaje, że trochę się poddajemy, widziałam
takie różne akcje w obronie różnych poślednich romansów, bo lepiej żeby Polacy
to czytali niż nic nie czytali, a ja sama nie wiem czy lepiej. Nie wiem, czy to
jest tak, że się ewoluuje i zaczynasz od "Dom nad rozlewiskiem", a
potem przechodzisz do "Reakcji"
Mi się z
kolei nie podobały to, że niekiedy autorka obstająca za tym, żeby nie
posługiwać się stereotypami sama się nimi posługuje, np. oceniając eleganckie
panie w podróży służbowej, jako te, które nigdy by nie przyecztały jej
powieści. A to nie jest tak. Sama taką panią z korporacji byłam, nie dlatego,
że tak mi serce podpowiadało, tylko dlatego, że życie mnie zmusiło. Więc tu mi
zabrakło w Indzie Iwasiów trochę wrażliwości i pokory.
Kinga: Tak, to
też mnie uderzyło, bo warto zaznaczyć, że tę rozmowę prowadzę z tobą ze
służbowego laptopa ze służbowego mieszkania, w którym chwilowo mieszkam, a w
walizce mam ze sobą 'Na krótko', które czytam kursując między siedzibą główną
mojej firmy w Szkocji, a jej oddziałem w Londynie. Oczywiście marzy mi się
takie życie jak Ingi Iwasiów, ale nie tak mi się to wszystko potoczyło. Wydaje
mi się, że Inga Iwasiów żyje w zupełnie innym od nas świecie. Zresztą sama to
przyznaje i ciężko jej uwierzyć, że się może do nas swoją twórczość przebić.
Ale niech się martwi, bo może.
Wracając jeszcze
do tego, co mi się podobało, to oczywiście nasza idee fixe - kobiety w
literaturze. Iwasiów nie mówi tu nic nowego, bo po co, skoro stare problemy
cały czas aktualne i nierozwiązane. Męskie historie są uniwersalne, kobiece
historie są kobiece. Bardzo podobał mi się ten cytat:
"Krew porodu, krew
menstruacyjna wywołuje uśmieszki politowania. Trudno nazwać tę krew tabu,
przecież żyjemy w czasach reklam porodów i reklam tamponów, chyba nikt też nie
kultywuje mitów o nieczystej naturze kobiety. Krew kobiet jest więc po prostu
trywialna i niewarta poematów czy powieści. Inaczej niż męskie kace."
Oczywiście poruszyłyśmy tu tylko wycinek tematów omawianych przez Iwasiów,
bo nie sposób omówić je wszystkie. Byśmy tu musiały sobie dwa dni dialogować, a
przecież do pracy chodzić trzeba, więc może już zakończmy powtórzeniem, że
nasze oficjalne stanowisko w sprawie Ingi Iwasiów jest takie, że ją lubimy.
no lubię was. mam nadzieję, ze jak wydadzą mojego blogaska (hehe) to tez go tak milo skomentujecie (hehe).
ReplyDeleteja iwasiow czytalam tylko "umarl mi" i uczucia mam mieszane. panie recenzentki czytaly tez? basi chętnie uzycze egzemplarza, jeśli będzie miala taka ochotę. do anglii ciezko byloby mi go aktualnie przetransportować, ale jak pani k. wroci z tych postępowych angielskich ziem, to bardzo proszę.
Teraz jak się przyznałam, że jestem feministką to już NIGDY nie będę mogła wrócić do Polski.
DeleteNIGDY!
Ale widziałam 'Umarł mi' w Foyles na Charing Cross Road. Mają tam dobrą sekcję polskich książek, tylko trochę drogo.
Teraz czytam Na krótko.
Skoro NIGDY! to ja będę musiała przyjechać. Proszę się strzec.
Deleteja chętnie pożyczę, w zamian użyczę Bralczyko-Miodko-Markowskiego
ReplyDeleteZnakomicie.
DeleteInteresująca lektura. Zaintrygowałyście mnie. Muszę poszukać...
ReplyDeleteIwasiów napisała bardzo porządną książkę "Bambino", w której można dopatrzyć się inspiracji "Dziewczętami z Nowolipek", polecam z czystym sumieniem. Lekturę "Umarł mi" kończyłem z tzw. mieszanymi uczuciami.
ReplyDeleteSwego czasu zaglądałem na blog Iwasiów, tak że kupno książki sobie darowałem, skoro jej przemyślenia dostępne są w internecie - i zgadzam się, że oprócz poczucia nobilitacji, pieniędzy (zapewne nie oszałamiających) i może snobizmu (choć nie wiem czy wydawnictwo Wielka Litera jest prestiżowe) nie widać jakichś specjalnych przyczyn. Co do poglądów, to miałem wrażenie że Iwasiów cierpi na monomanię, wszystko jak "młodemu wojsku" kojarzy się z jednym choć oczywiście nie z tym samym :-), i w zasadzie po dwóch-trzech postach wiadomo było czego można spodziewać się po kolejnych.
No chyba właśnie nie. Widziałam twoje komentarze przy innych recenzjach, w których mówisz że Iwasiów walczy z mężczyznami czy coś w tym stylu, a jak widać zacytowanych przez nas postów ona walczy z walczeniem.
DeleteSzczerze mówić dla mnie było za mało wątków feministycznych w tych notkach - tak naprawdę pojawiają się raczej rzadko. Głównie było o roli kultury, dużo o podróżach. Chciałabym, żebyś mógł przytoczyć takie notki, w których Iwasiów mówi o problemach seksizmu czy mizoginii i nie podpiera tego wystarczającymi dowodami i sprawia wrażenie monomanii czy paranoi. Ja takich nie znalazłam.
Iwasiów jest akademiczką feministką, więc oczywiście, że będzie o feminizmie dużo. To tak jakbyś oskarżał specjalistę od Szekspira, że ma monomanię i że wszystko mu się z Szekspirem kojarzy.
W pamięci jakoś szczególniej utkwił jej wpisy dotyczące odwołania ze składu jury przyznającego nagrodę literacką adresowaną do kobiet, próby odwołania Wandy Nowickiej ze stanowiska marszałka Sejmu - wydaje mi się symptomatyczny, inne jakoś mi przeleciały ale to w sumie nic dziwnego, w końcu blog z istoty to zapiski dotyczące rzeczy ulotnych.
DeleteOdnosiłem wrażenie czytając jej blog, że kobiety znajdują się w oblężonej twierdzy i muszą toporem wyrąbywać sobie miejsce w przestrzeni społecznej ale to może kwestia środowisk w jakich się obracamy i stąd różnice zapatrywań.
Nie robię zarzutu Iwasiów że jest feministką, twierdzę tylko wszystko/prawie wszystko kojarzy jej się z jednym, tak jak nie robię chemikowi zarzutów z tego, że jest chemikiem, chociaż dziwnie bym się czuł czytając przepis na placki ziemniaczane rozpisany jako łańcuch procesów chemicznych. Szekspirologowi oczywiście także wszystko może się kojarzyć z Szekspirem ale na tym właśnie polega przecież monomania.