Saturday, 7 September 2013

bell hooks - Remembered Rapture: the Writer at Work



To była wyboista droga. Oto dlaczego:

Str. 13 „Przez większą część mojego życia pragnęłam pisać.”
Str. 14 „Gdy zaczęłam pisać książki regularnie, czasem wydając dwie w tym samym czasie, pojawiło się wiele komentarzy, o tym ile piszę.”
Str. 15 „Żeby pokonać strach przed pisaniem, zaczęłam pisać każdego dnia. Moją metodą nie było pisanie dużo, ale pisanie w niewielkich ratach, pisanie i przepisywanie. Oczywiście szybko się zorientowałam, że jeżeli będę to robić przykładnie, w końcu te małe fragmenty staną się książką.”
Str. 16. „Wiem, że cała ta twórczość wyłoniła się dlatego, że cały czas jestem przytłaczana pomysłami, które chcę przenieść na papier. Moje zainteresowania są szerokie i zróżnicowane, więc nie jestem zaskoczona, że w jest w mojej głowie niekończący się strumień pomysłów.”
Str. 18. „Mój zapał do pisania wzrósł przez lata i niesamowita pozytywna rekacja czytelników jest jednym z katalizatorów.”
Str. 18 „Czasem czuję silną potrzebę zapisania różnych moich pomysłów, żeby zrobić miejsce na nowe pomysły tak żeby mój umysł nie został przepełniony.”

Och, Boże drogi. Sprawdź w słowniku: grafomania.

Str. 19 „Ponieważ nigdy nie starałam się życ z pisania,  miałam to niesamowite szczęście, że mogę pisać tylko to, co chcę i tylko kiedy chcę.”

Str. 19 „Kiedy postanawiam napisać zbiór esejów, w którym zawieram esej, który już był gdzieś publikowany, recenzenci często piszą o tej książce, że jest oklepana, i że nie jest to nic nowego. Moja książka może zawierać dziesięć nowych esejów (co samo w sobie mogło już by być osobną książką) i cztery lub pięć, które były wcześniej opublikowane, a recenzent będzie się upierał, że nic nowego w tej książce nie ma. Mężczyźni mogą wydawać zbiory esejów składające się tylko i wyłącznie z esejów już kiedyś opublikowanych i nikt o tym nie wspomina w recenzjach.

Kochana bell hooks, chyba czegoś tu nie rozumiesz. Gdy recenzenci wypominają ci, że się powtarzasz, to NIE chodzi tu o to, że publikujesz eseje już gdzieś publikowane.

Str. 29 „Wśród moich krytyków, to inne czarne kobiety robią najwięcej hałasu mówiąc, że piszę ‘za dużo.’ Elegancko zaczęła krytykę mojej książki Jewelle Gomez niepoważnie nazywając mnie Joyce Carol Oates afro-amerykańskiego pisania feministycznego. Błędnie powiedziała, że moja książka była tylko przetworzeniem już opublikowanego materiału. W rzeczywistości, był to zbiór dwudziestu-dwóch esejów, z których sześć było wcześniej publikowanych. Jeżeli nie byłyby one włączone do tego zbioru, to nadal mogła by powstać z tego książka normalnej długości.”

Tak, już mówiłaś.

Str. 29. „Często sugestia, że piszę za dużo pochodzi od innych czarnych kobiet, które albo piszą mało, albo nie tyle ile by chciały pisać.”

Ach tak, więc to to. One są po prostu zazdrosne o twoją słowną biegunkę.

 Str. 30 „Na szczęście nigdy nie musiałam się utrzymywać z pisania, w związku z czym zawsze pisałam tylko o rzeczach, które mnie intrygują i fascynują.”

Ah, już rozumiem. Poczekaj... czy już tego nie mówiłaś jakieś 10 stron temu? Czy ja mam deja vu?

Str. 30 „Żadna czarna kobieta w tej kulturze nie pisze ‘za dużo’. Właściwie, w ogóle żadna kobieta nie pisze ‘za dużo’. Biorąc pod uwagę wieki milczenia, całe gatunki literackie, które były praktycznie wyłącznym królestwem mężczyzn, każdy żeński wkład w literaturę powinien być mile widziany i pożądany.”

Naprawdę nie pożąjdamy, aby bell hooks pisała jeszcze więcej. Proszę.

Str. 31 „Kiedy publikuję zbiory esejów, w których zawarte są rzeczy wydane wcześniej gdzie indziej, recenzenci często sugerują, że nie ma nic nowego w tej pracy. Ale zbiory kobiet, którą piszą o wiele mniej, których artykuły już też ukazały się wszystkie gdzie indziej nie są oceniane jako zwykłe przetwórstwo. A mężczyźni, nikt nie wspomina braku ‘świeżych’ artykułów w ich zbiorach.”  

Teraz jestem zupełnie pewna, że już to słyszałam. Dwa razy. A jesteśmy dopiero na stronie 31!

str. 33 “[…] pisarki i wszyscy nasi czytelnicy muszą przeciwstawiać się wszelkim próbom ośmieszania i umniejszania naszego zaangażowanie w słowa i w pisanie.”

Ups.

Str. 34 “Żadna kobieta nie pisze za dużo. Kobiety muszą pisać więcej.”

Och, teraz jak to powtórzyłaś 15 razy, to już chyba rozumiem.

Str. 35 „Pisanie to moja pasja. W ten sposób przeżywam ekstazę.”

Tak. Trudno nie zauważyć.

Jak widzicie już koło strony 35, miałam serdecznie dość i chciało mi się krzyczeć. Bell hooks odrzucała jakąkolwiek krytykę swojego pisania i oskrażała krytykującego o seksizm, rasizm, albo, w najlepszym wypadku, zazdrość. Upierała się, że istnieje jakaś spisek uknuty przez zwolenników supremacji białych w celu umniejszenia jej twórczości.

I oczywiście, świat wydawniczy, jak niemal każdy inny, jest nadal w dużej mierze seksistowski i rasistowski, bell hooks nie pomaga sprawie zachowując się jak opętana wariatka.

I wiecie co? Szkoda, bo dalej w książce udało się jej przedstawić kilka ważnych i mądrych argumentów wśród całej tej werbalnej biegunki i ciągłym obsesyjnym wyszukiwaniu wrogów feminizmu.

Nie zgadzam się z nią w kwestii ‘confessional literature’ (termin, który nie ma zdaję się polskiego odpowiednika, ale chodzi o literaturę po części wspomnieniową i połączoną z wyznawaniem różnych sekretów. Bell hooks twierdzi, że tego typu literatura pisana przez mężczyzn jest traktowana poważniej i jest jej przypisana większa wartość literacka, podczas gdy kobieca literatura tego gatunku jest wysyłana natychmiast do Opry Winfrey. Myślę, że ‘literatura wyznaniowa’ pisana przez mężczyzn, jeśli ma charakter sensacji, jest tak samo lekceważona jak ta kobieca.

Też nie szczególnie mnie interesował rozdział na temat duchowego rozwoju hooks i jak to wpłynęło na jej pisarstwo. To być może moja wina. Nie jestem szczególnie uduchowioną osobą, i nigdy jeszcze Duch Święty (ani żaden inny) przez mnie nie przemówił. Nie odwiedzają mnie też greckie muzy. Po prostu siadam i piszę i jest to ciężka praca, na boskie natchnienie nie ma co liczyć. Uważam zresztą, że bardzo szkodliwe dla literatury jest przekonanie o takim właśnie boskim natchnieniu, bo zwalnia to niejako z ciężkiej pracy i ćwiczenia warsztatu.

Najbardziej podobały mi się eseje o etykietkach, czy jak kto woli ‘łatkach’, o klasach społecznych, mechanizmach związanych z pisartstwem i o piszących czarnych kobietach. W eseju pod tytułem „Pisanie bez etykietek” hooks mówi:


„Pisarze z marginalizowanych grup mają zazwyczaj do wyboru dwie opcje: nadindentyfikację z grupą lub dezindentyfikację.”

Jest rzeczywiście strasznie trudno znaleźć odpowiednią równowagę i ciągle się sama zastanawiam jaką chcę być pisarką. Chociaż bycie ‘polską imigrantką’ i ‘pisarką kobietą’ może mi się przydać w celu zaistnienia na scenie literackiej wśród masy innych debiutów lub jeszcze wcześniej, gdy będę musiała czymś zainteresować wydawców, to jednak wolałabym, żeby ta łatka nie została mi przyczepiona na zawsze. Chciałabym być pisarzem, który też jest kobietą oraz imigrantką z Polski.

Bell hooks poczyniła kilka trafnych obserwacji na temat literatury afro-amerykańskiej literatury, która z jakiegoś powodu (i to wbrew międzynarodowej sławi ludzi takich jak Toni Morrison) jest raczej lekceważona przez wydawniczo-literacki świat, który nie ma tego problemu z pisarzami z Afryki lub Karaibów, którym ‘pozwala się’ pisać w sposób ambitny i wbrew regułom. Wydaje się, że afro-amerykańskim pisarzom oferuje się jeden tylko styl i gatunek, w którym muszą pisać jeśli chcą, żeby ich wydano. Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej, ale muszę przyznać, że wreszcie bell hooks wpadła na prawdziwy trop. Szczególnie to widać na przykładzie pisarek afro-amerykańskich.

W swoim eseju na temat ‘literatury wyznaniowej’ hooks upiera się, że pisarze pochodzący z uprzywilejowanych białych klas mają mniej problemów, ponieważ zawsze uczono, że wolności dla artystycznego wyrażania siebie jest ważniejsza niż uczucia rodziny i przyjaciół, które mogą zostać zranione. Mówi, że rodzina i przyjaciele białych uprzywilejowanych autorów też to rozumieją. Kompletny absurd. Jeśli zaczniesz publicznie prać brudy rodzinne, opowiadać o różnych wydarzeniach używając prawdziwych imion i nazwisk ludzi z twojego najbliższego otoczenia, to przygotuj się na to, że ci ludzie mogą się na ciebie śmiertelnie obrazić. Bez względu na to z jakiej klasy społecznej pochodzisz.
Co więcej, uważam, że ten rodzaj pisania ma niewiele wspólnego z artystycznym wyrażaniem siebie, a więcej z wyrównywaniem rachunków i żywieniem urazy. Prawdziwie utalentowany pisarz by zebrał te wszystkie doświadczenia i emocje i przełożył je na fikcyjną fabułe, tak żeby i wilk był syty i owca cała. A jeżeli ktoś musi spisać swoją historię dosłownie w celach terapeutycznych to naprawdę nie ma żadnej potrzeby wydawania jej drukiem.

Kiedy niektórzy autorzy mówią, że napiszą coś autobiograficznego dopiero po śmierci rodziców (co wydaje mi się rozsądne), bell hooks odpowiada:

„Ich pewność, że przeżyją swoich rodziców zadziwia mnie. Po części, to właśnie świadomość, że tak wiele afro-amerykańskich pisarek umiera młodo popchnęła mnie do pisania otwarcie i szczerze o różnych aspektach życia, o których kiedyś myślałam, że najlepiej się nimi dzielić dopiero w starości.”

Nie wiem, co na to odpowiedzieć...Czy jest jakiś spisek mający na celu uśmiercanie afro-amerykańskich pisarek?

Chciałabym tylko teraz zakończyć tę recenzję jeszcze jednym cytatem:
„Kobiety nie powinny się bać krytykować niskiego poziomu pisarstwa innych kobiet.”

No to widzicie. Nie bałam się.

(Patrząc na tę recenzję wydaje mi się, że też jestem jedną z tych kobiet, które ‘piszą za dużo’.)

No comments:

Post a Comment