Nie wiedziałam czego się spodziewać po "East of Acre Lane", jako że ta książka została skategoryzowana jako 'urban fiction'. Ja lubię po prostu fikcję i mam wrażenie, że te wszystkie podkategorie zostały stworzone dla książek, które po prostu nie są wystarczająco dobre, żeby się znaleźć w 'ogólnej fikcji', zatem stworzona im taką mini-kategorię, w której będą mieć szansę błysnąć. Niepotrzebnie się martwiłam o 'East of Acre Lane', bo jest to książka zupełnie silna i mogąca sobie swobodnie stać na półce z 'ogólną fikcją".
Trochę jak Zadie Smith, ale narracja bardziej nieociosana i dresiarska. Uwielbiam czytać o miejsach, które znam, a koło Brixton mieszkałam parę lat. Ten cały lokalny brixtoński smak to jedna z głównych zalet książki, powołuje do życia tę małą Jamajkę w środku Londynu. Jedna z gazet (bodajże Guardian) nazwał Alexa Wheatle'a Bard Brixton i jest to tytuł zasłużony. Brixton się naprawdę poszczęściło, że ma Wheatle'a za swojego kronikarza. Czuć, widać i słychać tę dzielnicę na każdej stronie. A nie jest to łatwa sprawa opisać wiarygodnie dzielnicę, wyłowić jakąś jej esencję, i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie porównać 'East of Acre Lane' do 'Camberwell Beauty', książki, której akcja dzieje się w Camberwell - dzielnicy sąsiadującej z Brixton, ale tak naprawdę mogłaby się dziać gdziekolwiek.
Narracja Wheatle'a bardzo przypomina tradycyjne ustne przekazy i czyta się to jak balladę lub piosenkę reggae. Opowiada o trudnościach i przeszkodach i mimo że narrator nie przebiera w słowach, jest w tym też jakaś ujmująca słodycz.
Czasami komentarz społeczny wepchnięty w dialogi i narrację wydawał mi się trochę nachalny, ale to byłaby właściwie moja jedyna uwaga.
I to na tyle, panie i panowie. Udało mi się napisać kolejną długawą recenzję i nawet się nie zająknąć na temat fabuły. Ale mam takie przekonanie, że jak ktoś chce wiedzieć co się w książce dzieje, to niech przeczyta tę książkę.
Powyższa recenzja jest jedną z moich starszych recenzji i od tamtego czasu poznałam Alexa, autora tej książki. Jest to bardzo miły człowiek, który przedstawił mnie kilku innym ciekawym ludziom i był jednym z pierwszych pisarzy, których poznałam w Londynie. Obracanie się w całym tym londyńskim literackim sosie skutecznie wyleczyło mnie z wiary w jakieś mityczne właściwości pisarzy i zawód ten został raz na zawsze odarty z całej magii. Nie wiem czy to źle czy dobrze. Trochę mi żal tego uroku.
Trochę jak Zadie Smith, ale narracja bardziej nieociosana i dresiarska. Uwielbiam czytać o miejsach, które znam, a koło Brixton mieszkałam parę lat. Ten cały lokalny brixtoński smak to jedna z głównych zalet książki, powołuje do życia tę małą Jamajkę w środku Londynu. Jedna z gazet (bodajże Guardian) nazwał Alexa Wheatle'a Bard Brixton i jest to tytuł zasłużony. Brixton się naprawdę poszczęściło, że ma Wheatle'a za swojego kronikarza. Czuć, widać i słychać tę dzielnicę na każdej stronie. A nie jest to łatwa sprawa opisać wiarygodnie dzielnicę, wyłowić jakąś jej esencję, i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie porównać 'East of Acre Lane' do 'Camberwell Beauty', książki, której akcja dzieje się w Camberwell - dzielnicy sąsiadującej z Brixton, ale tak naprawdę mogłaby się dziać gdziekolwiek.
Narracja Wheatle'a bardzo przypomina tradycyjne ustne przekazy i czyta się to jak balladę lub piosenkę reggae. Opowiada o trudnościach i przeszkodach i mimo że narrator nie przebiera w słowach, jest w tym też jakaś ujmująca słodycz.
Czasami komentarz społeczny wepchnięty w dialogi i narrację wydawał mi się trochę nachalny, ale to byłaby właściwie moja jedyna uwaga.
I to na tyle, panie i panowie. Udało mi się napisać kolejną długawą recenzję i nawet się nie zająknąć na temat fabuły. Ale mam takie przekonanie, że jak ktoś chce wiedzieć co się w książce dzieje, to niech przeczyta tę książkę.
Powyższa recenzja jest jedną z moich starszych recenzji i od tamtego czasu poznałam Alexa, autora tej książki. Jest to bardzo miły człowiek, który przedstawił mnie kilku innym ciekawym ludziom i był jednym z pierwszych pisarzy, których poznałam w Londynie. Obracanie się w całym tym londyńskim literackim sosie skutecznie wyleczyło mnie z wiary w jakieś mityczne właściwości pisarzy i zawód ten został raz na zawsze odarty z całej magii. Nie wiem czy to źle czy dobrze. Trochę mi żal tego uroku.
No comments:
Post a Comment