Jestem chyba niesprawiedliwa w ocenianiu opowiadań. Może ja nieszczególnie lubię opowiadania? Moje recenzje opowiadań zazwyczaj brzmią w ten sposób: w porządku były te opowiadanka, tylko krótkie takie.
Już to mówiłam kiedyś, ale powtórzę. Pisanie opowiadań to nie jest bułka z masłem. Jeżeli chcesz pisać krótkie formy, bo jesteś za leniwy na długie formy, to lepiej pisz slogany reklamowe proszków do prania. Też są krótkie.
W opowiadaniu masz wszystko co miałbyś w normalnych rozmiarów powieści, ale masz tylko kilka stron, żeby to zmieścić. Nie ma miejsca na żadne lanie wody, które mogło by ci ujść na sucho (ha, ha, see what I did there?) gdzieś w połowie książki. Wszystko musi być idealnie zrównoważone i precyzyjne.
'Constitutional' ma zaledwie 128 stron. Szczerze mówiąc oburza mnie, że można napisać 128 stronicowy zbiór opowiadań, nazwać to książką i sprzedawać za pełną cenę, ale nie o tym chcę tu mówić. Mój głowny problem z tym zbiorkiem był taki, że był on do bólu przewidywalny. Mężowie romansujący na boku, zmęczone żony, dla których dzieci sa jedynym sensem istnienia. Czytałam to już tyle razy, w tylu różnych wariantach, często lepszych, że zupełnie mnie nie rusza ten temat.
Najgorsze opowiadanie w zbiorku to to o egoistycznym, zdradzającym i palącym papierosy mężu i jego oddanej, nieco nudnej, altruistycznej żonie. Gdy mąż dowiaduje się, że ma raka doznaje iluminacji, odkrywa jak dobra jego żona jest i co jest ważne w życiu i obiecuje się zmienić. Potem okazuje się, że jednak pomyłka, wcale nie ma raka. I natychmiast wraca do swoich starych przyzwyczajeń. Motyw oklepany jak dywan przed Wielkanocą.
Helen Simpson ulubiony sposób na napisanie opowiadania to taki, żeby wysłać bohatera w jakąś krótką podróż lub spacer, podczas którego bohater będzie mógł sobie pomyśleć, a my będziemy mogli się zanurzyć w strumieniu jego świadomości. To jest kompletne oszukaństwo, to nawet nie jest opowiadanie, tylko peplanie bez sensu.
Jest tylko jedno opowiadanie w tym zbiorku, które niejako go ratuje. Opowiadanie pod tytułem 'Drzewo' jest jedynym, które nie śmierdzi schematem. Było króciutkie i piękne i jedyne, w którym Simpson zeszła ze swoich utartych ścieżek (prawie, bo główny bohater porzuca swoję żonę i dzieci dla młodszej kobiety oczywiście).
Tutaj miałam teraz pisać o tym, jak to sama bym mogła coś takiego napisać w weekend i otrzymać pochwalne recenzje z Guardiana i Independenta i jakie życie by było wspaniałe, ale ta recenzja jest już prawie tak długa jak recenzowana książka, zatem czas już się zwijać.
Już to mówiłam kiedyś, ale powtórzę. Pisanie opowiadań to nie jest bułka z masłem. Jeżeli chcesz pisać krótkie formy, bo jesteś za leniwy na długie formy, to lepiej pisz slogany reklamowe proszków do prania. Też są krótkie.
W opowiadaniu masz wszystko co miałbyś w normalnych rozmiarów powieści, ale masz tylko kilka stron, żeby to zmieścić. Nie ma miejsca na żadne lanie wody, które mogło by ci ujść na sucho (ha, ha, see what I did there?) gdzieś w połowie książki. Wszystko musi być idealnie zrównoważone i precyzyjne.
'Constitutional' ma zaledwie 128 stron. Szczerze mówiąc oburza mnie, że można napisać 128 stronicowy zbiór opowiadań, nazwać to książką i sprzedawać za pełną cenę, ale nie o tym chcę tu mówić. Mój głowny problem z tym zbiorkiem był taki, że był on do bólu przewidywalny. Mężowie romansujący na boku, zmęczone żony, dla których dzieci sa jedynym sensem istnienia. Czytałam to już tyle razy, w tylu różnych wariantach, często lepszych, że zupełnie mnie nie rusza ten temat.
Najgorsze opowiadanie w zbiorku to to o egoistycznym, zdradzającym i palącym papierosy mężu i jego oddanej, nieco nudnej, altruistycznej żonie. Gdy mąż dowiaduje się, że ma raka doznaje iluminacji, odkrywa jak dobra jego żona jest i co jest ważne w życiu i obiecuje się zmienić. Potem okazuje się, że jednak pomyłka, wcale nie ma raka. I natychmiast wraca do swoich starych przyzwyczajeń. Motyw oklepany jak dywan przed Wielkanocą.
Helen Simpson ulubiony sposób na napisanie opowiadania to taki, żeby wysłać bohatera w jakąś krótką podróż lub spacer, podczas którego bohater będzie mógł sobie pomyśleć, a my będziemy mogli się zanurzyć w strumieniu jego świadomości. To jest kompletne oszukaństwo, to nawet nie jest opowiadanie, tylko peplanie bez sensu.
Jest tylko jedno opowiadanie w tym zbiorku, które niejako go ratuje. Opowiadanie pod tytułem 'Drzewo' jest jedynym, które nie śmierdzi schematem. Było króciutkie i piękne i jedyne, w którym Simpson zeszła ze swoich utartych ścieżek (prawie, bo główny bohater porzuca swoję żonę i dzieci dla młodszej kobiety oczywiście).
Tutaj miałam teraz pisać o tym, jak to sama bym mogła coś takiego napisać w weekend i otrzymać pochwalne recenzje z Guardiana i Independenta i jakie życie by było wspaniałe, ale ta recenzja jest już prawie tak długa jak recenzowana książka, zatem czas już się zwijać.
No ja dlatego bardzo długo w ogóle nie czytałam opowiadań. I potem pojawił się w moim życiu Czechow i okazało się, że można opowiadania pisać tak, że ludzie potem jeszcze latami będą o nich rozmawiać.
ReplyDeleteDobre całkiem też są opowiadania Bernharda Schlinka (tego od "The Reader"), u niego zawsze pojawiają się jakieś problemy natury moralno-etycznej, których tak naprawdę nie da się rozwiązać i można tylko wybrać mniejsze zło. Schlink jest prawnikiem więc pewnie stąd to odchylenie
Ja się nawróciłam po Cheeverze. A teraz czytam opowiadania Atwood i też są fajne.
ReplyDelete