Monday 24 November 2014

Hilary Mantel - Beyond Black

Hilary Mantel. W Wielkiej Brytanii to już nie pisarka, a instytucja. Dwa Bookery mogą tak pisarzowi zrobić. Ale zanim te Bookery się zdarzyły Mantel pisała latami, gromadziła wierne grono fanów, ale pisarką pozostawała raczej niszową.

'Beyond Black' to jedna z tych wcześniejszych książek, bodajże ostatnia przed wielkim boom. Po polsku jej nie wydano i nawet trudno się dziwić - jest to książka ambitna i o niewielkiej wartości stricte rozrywkowej (aczkolwiek to oczywiście zależy od naszej definicji rozrywki). Wielu recenzentów narzekało, że nie wiedzieli gdzie ta powieść zmierza. Ja też tego nie wiedziałam, ale wydawało mi się, że to świadczy na jej korzyść. Miło jest nie wiedzieć dokąd ksiażka zmierza.


A 'Beyond Black' zmierza w kilku kierunkach jednocześnie. Jest to historia chorobliwie otyłej Alison, medium, która widzi i słyszy duchy. Jest to historia jej okropnej anorektycznej asystentko-manadżerki, z którą łączy Alison toksyczna więź (przypomniała mi się moja własna dawna asystentka, ale to zupełnie inna historia). Jest to opowieść o świecie zawodowych wróżek, mediów i tym podobnych, jak również opowieść o smutnym dzieciństwie i prawdziwych lub metaforycznych (w zależności od poziomu cynizmu czytelnika) duchach nawiedzających Alison. I w końcu jest to też opowieść o chorobie psychicznej. Było w tej książce tyle różnych motywów i warstw, że myślę, że warto by było przeczytać ją jeszcze raz, aczkolwiek, wiecie, tak dużo książek, tak mało czasu...


Lojalnie ostrzegam, jest to powieść ponura i depresyjna. Ludzie są posępni, angielskie przedmieścia są bezbarwne i monotonne, nawet jedzenie jest mdłe. Zbawienie zdaje się być abstrakcyjnym i nieprawdopodobnym konceptem i na pocieszenie mamy tylko trochę czarnego humoru. Właściwie wydaje się to być książka typowo polska.Ale tak naprawdę mimo wszystko jest to piękna powieść, bo Mantel pisze jak mało kto. Każdy akapit to mini dzieło sztuki.

Monday 10 November 2014

Yvvette Edwards - A Cupboard Full of Coats

Znowu będę mówić o książce, której nie ma po polsku, a wielka szkoda, bo się przy niej zbeczałam (a zdarza mi się to nigdy).

Zatem poznajcie Jinx, młodą kobietę, która nie umie kochać. Poznajemy ją czternaście lat po tym jak jej matka została zamordowana w ich rodzinnym domu w Londynie, gdzie Jinx nadal mieszka, prowadząc swoje zorganizowane i wstrzemięźliwe życie. I pewnie by tam żyła sobie, aż w końcu by ją zjadły poczucie winy i wszystkie tłumione emocje, gdyby u progu jej domu nie pojawił się Lemon, nieproszony i najwyraźniej zdeterminowany, żeby ekshumować to co było pogrzebane głęboko.

Pomimo jej chłodu, a nawet okazjonalnego okrucieństwa, trudno nie trzymać kciuków za Jinx od pierwszej strony. Albo może mi nie było trudno, bo też jestem oziębła emocjonalnie i okazjonalnie okrutna. Rzadko zdarza mi się tak przywiązać do fikcyjnej postaci.

Lemon i Jinx zabierają nas w emocjonalną podróż przyprawioną smakami karaibskiej kuchni, podczas której to podróży dowiadujemy co leży u podstaw tego wycofania Jinx. Podczas jednego weekendu Lemon dokonuje wiwisekcji uczuć Jinx i wypycha na światło dzienne sekrety, ukryte motywy i nieostrożne zachowania, które doprowadziły do tragedii. Narracja jest surowa i brutalna, ale też idealnie miesza przeszłość z teraźniejszością w jakiś taki delikatny sposób.

Głównie w tej książce chodzi o to ile odpowiedzialności powinniśmy brać za swoje czyny i kiedy zaakceptować, że pewne rzeczy były poza naszą kontrolą. I czasem, mimo że wierzymy, że gramy w pierwsze skrzypce i o wszystkim decydujemy w tych scenariuszach naszych żyć, to tak naprawdę, pewne rzeczy musiały się wydarzyć. Nie chodzi tutaj o przeznaczenie w styly starożytnych Greków, bardziej o to, że pewne wady naszych charakterów każą nam powtarzać w kółko te same błędy.

Siła książki leży w kreacji bohaterów. Edwards sprawnie wymija wszelkie klisze i stereotypy i daje nam prozę złożoną, emocjonalną, kopiącą w żołądek i ostatecznie oczyszczającą. Łatwo się wciągnąć, związać uczuciowo z bohaterami i mieć nadzieję, że odkupią swoje winy. I tak właśnie się na koniec rozbeczałam. Na swoją obronę moge powiedzieć, że była chyba piąta rano i jechałam pociągiem na lotnisko i w ogóle z zaskoczenia zostałam wzięta. Tak jak Jinx.


Porównano Yvvette Edwards do Monici Ali, a nawet Zadie Smith. Może nie są to porównania zupełnie bezpodstawne, ale Edwards nie skupia się na doświadczeniu imigranckim, tylko na takim bardziej uniwersalnie ludzkim. Mam nadzieję na kolejną książkę tej raczej późnej debiutantki.

Sunday 2 November 2014

Chimamanda Ngozi Adichie - To coś na twojej szyi

Myślę, że Chimamanda jest moim (sławniejszym) nigeryjskim alter ego. Opowiadania w tym tomie może nie są literacko perfekcyjne, ale trafią w samo centrum mojej wrażliwości. Poruszają te same tematy, które prześladują mnie i moje próby pisarskie: rozczarowanie, self-consciousness (słowo, które nie ma chyba dobrego odpowiednika po polsku), doświadczenie imigranckie, na takim najbardziej osobistym intymnym poziomie.

Każde opowiadanie coś dla mnie znaczyło i trudno by mi było wybrać to, które najmniej mi się podobało. Najbardziej uwiodły mnie te, które opisywały fundament kulturalny jako grzęski grunt, który ucieka ci spod nóg i nie daje oparcia.

Wszystkie opowiadania mi się podobały (ponieważ Adichie jest moim siostrą duchową), ale rozumiem, że niektórzy mogą uważać, że niektórym z tych opowiadań brakuje głębi i jakiegoś łup. Ja jednak czuję, że zawsze wiem, co Adichie chciała powiedzieć, nawet jeśli nie udało jej się tego idealnie przekazać.

Może nie będzie to Wasz ulubiony zbiór opowiadań, ale i tak gorąco polecam, bo można zajrzeć w nigeryjską codzienność, a zaglądaliście kiedyś w nigeryjską codzienność?