Tuesday 29 January 2013

Ayaan Hirsi Ali - Niewierna

Ayaan Hirsi Ali twierdzi, że Islam to zacofana religia. I z tego powodu niektórzy muzułmanie chcą ją zabić, bo ponoć Koran im mówi, że powinni. Czy tylko ja myślę, że to właśnie potwierdza jej tezę?

Wielu zachodnich recenzentów buntuje się i twierdzi, że jest to stronnicza książka, że nie przedstawia PRAWDZIWEGO oblicza Islamu. Ależ, oczywiście, że Ayaan Hirsi Ali jest stronnicza, w końcu to jej biografia. I jej prawo, żeby powiedzieć dokładnie to co myśli. Urodziła się i wychowała jako muzułmanka, żyła w dwóch krajach, w których Islam jest oficjalną religią (w tym w Arabii Saudyjskiej, a chyba już bardziej islamskiego kraju nie ma), mieszkała wśród społeczności muzułmańskich, w krajach, w których są one mniejszością, ale mam uwierzyć, że wie o Islamie mniej niż zachodni protestant, który się naczytał w Newsweeku, że Islam to religia pokoju?

Ci rezenci piszą wszystko bardzo uważnie i rozważnie, o Islamie tylko dobre i miłe rzeczy, w imię tolerancji, wolności, relatywizmu kulturalnego, ale jeśli mam być z Wami szczera, to nie kupuję tego. Ilu z nich faktycznie chodzi o tolerancję i wolność, a ilu zwyczajnie woli nie zadzierać, żeby jeszcze im się jakiś szalony fanatyk nie wysadził w powietrze w progu domu?

To jest mój główny problem z Islamem. Nie zostawia żadnego miejsca na dyskusję, albo krytykę. Nawet najbardziej dogmatyczna i skostniała religia europejska, mój ukochany Katolicyzm, już jest bardziej otwarty na dyskusję.

Więc taka jest moja ostateczna konkluzja jeśli chodzi o tę książkę. Zupełnie nie jest ważne, czy się zgadzam, czy nie zgadzam z tym co Ayaan Hirsi Ali mówi. Nieważne też, czy ty się zgadzasz. Powinna mieć pełne prawo mówić to bez narażania się na wyroki śmierci, wiecie, w imię wolności i tolerancji.

Oczywiście ta książka to więcej niż tylko krytyka Islamu, to piękna i trzymająca w napięciu historia bardziej dzielnej i zdeterminowanej kobiety i chociażby dlatego powinniście ją przeczytać.


Tuesday 22 January 2013

Saul Bellow - Herzog

Ależ walczyłam z tą książką! Się schodziliśmy i rozchodziliśmy niczym para w operze mydlanej. Na koniec mój egzemplarz był zupełnie powycierany, pozagniatany, ponaddzierany i poplamiony, ale jak się mówi po angielsku: you should see the other guy, czyli mnie. Byłam jeszcze bardziej powycierana i pognieciona.

Jestem raczej rozdarta jeśli chodzi o tę książkę. Czy była to poczęstokroć droga przez mękę? Czy zasypiałam często po jednej czy dwóch stronach? Czy nie marzyłam o tym, żeby czytać coś innego, coś w którym coś się działo, jak np. 'Ryzykowne rozkosze'? Tak, odpowiedź brzmi tak.

Ale też, czy czytałam Herzoga z ołówkiem w ręcę, co i rusz coś podkreślając, żeby móc później sobie wkleić na facebooka i dostać mnóstwo lajków? Czy uważam, że pierwsze zdanie: "Jeżeli jestem szalony, to niech i tak będzie, myślał Moses Herzog" ("If I am out of my mind, it's all right with me, thought Moses Herzog")* jest jednym z najlepszych zdań otwierająch powieść, które dane mi było przeczytać? Czy książka jest prześwietnie napisana i chciałabym do niej wrócić, chociaż po parę stron tu i tu? Czy podziwiam Bellowa za to, że nawijał przez 300 stron o niczym właściwie a i tak ludziom od tego skarpetki spadają? Tak, po stokroć, tak.

Czy uważam, że Bellow użył tej książki, żeby popisać się swoją erudycją i elokwencją? Jak to się zdarzało i innym autorom (o tobię mówię, Cortazar). Tak, znowu tak. Jak widzicie, schizofrenii dostaję.

I cieszę się, że tą książkę przeczytałam, mimo że przez te tygodnie kiedy mi towarzyszyła spałam po dziesięć godzin dziennie czasem, tak skuteczna była. Trzeba po niej natychmiast coś głupiego przeczytać.

Jeśli byście chcieli wiedzieć o czym właściwie jest Herzog to jest on o tym, co zwykle - facet w średnim wieku, po nieudanych związkach, siedzi sobie i rozdrapuje.

* Nie mam polskiej wersji, więc koślawe tłumaczenie moje własne. Bardzo chętnie się dowiem jak to zostało przetłumaczone oficjalnie, jeśli ktoś ma, to niech będzie tak miły i mi napisze w komentarzach.

Sunday 13 January 2013

Graham Greene - Moc i chwała

Jaka przewrotna książka to była! Nie ma to jaka odrobina moralnego relatywizmu. 'Moc i chwała' to książka niejako religijna, a myślę, że religia (szczególnie taka czempionka wśród religii jak religia katolicka) potrafi szczególnie skomplikować sprawy i stworzyć zupełnie niepotrzebne dylematy moralne.

Głównym bohaterem powieści jest ksiądz, boleśnie ludzki, co było szczególną niedogodnością, jeśli żyło się w Meksyku w latach 30-tych. Obawiam się, że gdybym ja była w tej książce, to dana byłaby mi rola Porucznika, biegającego wokoło z ręką na kaburze krzycząc: "Zastrzelić ich wszystkich! Kościół jest źródłem wszelkiego zła!" Bo o wiele łatwiej jest żyć, wierząc, że rzeczy są białe lub czarne. Zatem książkę polecam ludziom takim jak ja, którzy czasem wpadają w pułapkę łatwych podziałów na dobro i zło.

Książkę polecam również tym, którzy lubują się klimatach latynoamerykańskich. 'Moc i chwała' przypominała mi niektóre powieści Mario Vargasa Llosy. Miała tę gęstą atmosferę, w której błądziły postacie w pewien sposób oderwane od rzeczywistości.

Thursday 10 January 2013

Konrad T. Lewandowski - Magnetyzer

Całkiem przyjemne przeżycie to było. Głównie za sprawą miejsca akcji - Warszawy lat dwudziestych. To moje miasto w dniach swojej glorii, zanim naziści je spalili, komuniści wypełnili wątpliwej urody pomysłami architektonicznymi, a kapitaliści obkleili reklamami Coca-Coli i McDondalda, ostatecznie tworząc z niej tego dzisiejszego potwora.

Pamiętam, gdy czytałam ten chiński kryminał i denerwowałam się, że wszyscy cytują tradycyjną poezję chińską i Konfucjusza na lewo i prawo, a tutaj, proszę, wszyscy bohaterowie znają i poważają polskich poetów, tych ważniejszych i tych pomniejszych, rzucając cytatami jak z rękawa i w ogóle mnie to nie dziwi. Wręcz bardzo mi się to podoba!

Może to te tak zwane różnice kulturowe.

Reasumując, Magnetyzer nie zaznaczy się jakoś szczególnie w historii literatury, ale jest to powieść poprawna i zapewniająca rozrywkę, aczkolwiek trzeba zaakceptować jej wolniejsze tempo (jeśli je porównać do tempa, do którego przyzwyczaili nas amerykańscy autorzy thrillerów z rozdziałami na półtorej strony).